22 sierpnia 2010

Fuck Me Jesus, czyli przeprowadzka


To prawda, że SoundBastards w formie blogu powstał nie tak dawno temu, ale z tego co widzimy, spełniamy oczekiwania naszych pojebanych czytelników i wychodząc im (i przede wszystkim sobie) na przeciw, kończymy z blogiem. Niestety, na najzajebistszym blogu w Polsce i na świecie nie będzie więcej postów. Straszne, bo ten fakt wywołał już kilka nieprzewidzianych zdarzeń (20 mln bezdomnych w Pakistanie, słoik z gównem na tablicy smoleńskiej), ale to jak najbardziej prawda. Ale odłóżcie sznury konopne i harcerskie kordziki swoich starych, bo Bękarty powracają po dwakroć silniejsze, wkurwione i szukające dwa razy takich dziur w całym jak wcześniej. A takie rewelacje, to ze względu na własną, jedyną oryginalną domenę SOUNDBASTARDS.PL na której ruszamy z kopyta na pełnej kurwie. Powody takiej przeprowadzki są dosyć klarowne, z własną domeną i serwerem będziemy mieli dużo większą możliwość ekspansji terytorialnej Twojej starej oraz kilkukrotnie większy zasięg przy rzucie bidonem z sikami w okna Twojej piwnicy. Dlatego zostań z nami a będziesz mógł mówić "cześć" ludziom po osiemnastce i patrzeć z góry na swoje odbicie w lustrze. Zaczyna się nowa rewolucja SoundBastards - wpierdolimy Twoją muzykę jak dzikie pekari!

maqu


Niech Was jednak nie zdziwi pewna rzecz - otóż ten blog jako taki na sieci będzie istniał. Nie będzie jednak aktualizowany, dlatego też nie będziecie mieli czego tu szukać. Po co nam ten blog? Z własnego doświadczenia wiemy jak rzeczy potrafią łatwo się posypać, spierdolić i jak bardzo wścibskie potrafią być Wasze stare. Wiemy, że bez zabezpieczenia ani rusz, a internet to narzędzie zła i pederastów. Blog będzie naszym zabezpieczeniem. Jeśli strona się posypie z jakichś powodów (np. Wasze dziewczyny wjebią nam wirusa z zazdrości i za karę, że zadajemy się z Waszymi starymi po kryjomu), wówczas możemy spokojnie wrócić na blog. To co jednak Was powinno interesować to sama strona z końcówką PL, czyli olejcie blog i lukajcie już tylko na soundbastards.pl. A na portalu oczekujcie tego samego gówna co tutaj, plus jeszcze więcej. Będzie lepiej, będzie nas więcej, legiony bękartów się powiększą, będziemy wszędzie (pozamykajcie Wasze domy, nie wychodźcie na ulice po 20). Soundbastards wchodzi na nowy level. Zauważyliśmy, że blog cieszy się niezłym wzięciem, dlatego też wejście w nową domenę było dla nas najbardziej logicznym wyjściem. Jak zauważycie wiele w kwestii graficznej oprawy się nie zmieni, a zawartość będzie dalej ta sama. Nie będzie żadnych nowych działów, żadnego złagodzenia formy i chodzenia na kompromisy. Soundbastards to kurwa sound-madafakin-bastards i tak pozostanie do końca. Wszystkie nowe materiały pojawią się już tylko na soundbastards.pl, a pojawią się one całkiem niedługo. Wkrótce także strzelimy sobie myspace, bo wtedy jest się fajniejszym i można kolekcjonować profile gołych dup i udawać, że to koleżanki, które się pukało. Bądźcie czujni larwy!

Jak chcecie soundbastards.pl to puknijcie mychą w baner poniżej. POZDRO!

Sui


12 sierpnia 2010

Merauder - Master Killer (płyta tygodnia Sui)

Merauder - Master Killer (1996)
Płyta tygodnia Sui


Nowojorska scena HC zawsze obfitowała w wiele wspaniałych zespołów, z czego większość z nich zyskało status legend. Nic w tym dziwnego, NYHC to najsilniejsza scena gatunku, która odciska na tej muzyce największe piętno. Takie nazwy jak Agnostic Front, Sick Of It All, Madball, Sheer Terror, Subzero, Skarhead, Warzone, Breakdown czy Cro-Mags nie powinny być obce żadnemu fanowi hc. W tym zestawieniu jest także miejsce dla Merauder, jednej z pierwszych kapel, które zaczęły grać bardziej zmetalizowany hc.

10 sierpnia 2010

Pierdolone chińskie kurwy

Dzisiaj będzie trochę inaczej. Inaczej, bo trafiło do mnie coś, co uznałem, że muszę tu zamieścić. Dostałem bowiem link od kumpla (pozdro dla Turka), który... powiedzmy wprowadził mnie w osłupienie, a później wkurwienie, jakiego dawno nie zaznałem. Rzecz dotyczy praw zwierząt i cierpieniu jakiemu są poddawane w Chinach. Otóż ja wiem, że w tym kraju degeneratów i mutantów zabijanie zwierząt to norma, zjadanie ich to tez norma, a robienie futer z ich sierści to chleb powszedni. Nie wiedziałem jednak, że te zwierzęta są tak okrutnie traktowane. Myślicie, że je usypiają i potem robią co zwykli robić? Okazuje się, że nie. Te pierdolone chinole tłuką je i żywcem obdzierają ze skóry, bo podobno "wtedy lepiej schodzi". Obdartego tak ze skóry psa rzucają na stos, gdzie zdychają wcześniej obdarte psy. Robią do tego o wiele więcej rzeczy, które ciężko jest zaakceptować i zrozumieć.

Ta oto strona niżej:
http://www.ptroa.co.il/petition/

Obadajcie tą stronę dokładnie. Możecie poczytać po polsku i obejrzeć - uwaga! - bardzo drastyczny i brutalny film. Jak nie macie nerwów na takie widoki, nie oglądajcie. Przeczytajcie uważnie, a jak nie uwierzycie, to obejrzyjcie jednak film, by przekonac sie na własne oczy.

Na tej stronie podpisywana jest petycja, która ma iść do Chin. Podpis jest darmowy, nic Was nie kosztuje. Możecie także, jeśli chcecie oczywiście, przelać jakieś symboliczne parę drobnych dla fundacji. Pewnie nic to nie zdziała, ale nikomu nie zaszkodzi złożyć swój podpis. Ja złożyłem, ale najchętniej dorwałbym takiego chińskiego skurwiela, skopał mu tyłek, obdarł żywcem ze skóry, odciął zardzewiałą piłą kończyny, a na fiucie zaczepiłbym mu mięcho i wrzucił takiego kadłuba w watahę wilków. Niech go wpierdolą aż miło. A jego truchło niech przerucha jakiś 2 metrowy niedźwiedź. A potem do pieca chuja, niech leci z dymem.

W tekście na stronie, który opisuje całą sytuację czytamy, że najprawdopodobniej taki typek, co żywcem ze skóry obdziera bezbronnego psa, nie rozumie, że krzywdzi i skazuje zwierzę na niepojęte cierpienia. Pierdolenie! Te kutasy nie mają jaj, więc znęcają się nad zwierzakami. i doskonale wiedzą co robią. A jeśli faktycznie nie wiedzą - to w jakim my kurwa świecie żyjemy, że mamy XXI wiek, a gdzieś tam w Azji żyją tak zacofane tępe kurwy, które mają mentalność jebanych neandertalczyków? Ktoś powinien wypierdolić te Chiny w powietrze.

Jeszcze raz proszę Was o przeczytanie i przebadanie tej strony. Złóżcie chociaż ten jebany podpis. Ta strona dopiero się rozwija, stała się najbardziej popularna w Polsce, ale jest stosunkowo świeża, więc pewnie jeszcze do wielu miejsc trafi. Niestety szkoda, że jedyne co się w tej sprawie dzieje, to robienie petycji.

Zazwyczaj nie robię takich akcji z jakimiś petycjami i tego typu rzeczami, ale to mnie akurat trafiło.

Soundbastards są wkurwieni i myslę, że Wy też.

Poniżej daję przy okazji jeszcze jeden link do innej strony:
http://uniteddogs.com/stopkillingdogs/#signform

5 sierpnia 2010

Kultowe płyty, które warto przypomnieć

Ostatnio dużo jest o tym, co nowoczesne, co na topie, zupełnie jakby dziś wypadało słuchać tylko płyt nie starszych niż 2 lata. Dzieciaki podniecają się plastikowym gównem, kapelami, które oszukują ich podpierdalając riffy starym klasycznym zespołom i udając, że są to ich własne oryginalne pomysły. Dzieciaki o płytach z 2005 roku mówią jak o zamierzchłych czasach, jakby to był jakiś old school. W prasie zdecydowanie za mało jest mowy o tym, co w muzyce się wydarzyło, a co zasługuje na uwagę, tak jakby liczyła się tylko współczesność. Jasne, rozumiem akurat postawę mediów, bo przecież takie jest ich zadanie - dotrzymywać kroku i iść z duchem czasu. Z drugiej jednak strony brakuje mi artykułów o klasycznych płytach, bez których świat muzyki ekstremalnej nie wyglądałby tak jak wygląda. Brakuje mi "edukowania" młodych i pokazywania im tego, co było dobre i wciąż jest dobre, ba - wciąż dziesięć razy lepsze od tego modnego szajsu, jaki wciska się gimnazjalistom i licealistom.
Ok, oddam mediom i fanom to, że faktycznie czasem o klasykach gadają. Problem jednak w tym, że gadają o tych największych nazwach, natomiast z jakiegoś powodu wiele dobrych płyt schowano do głębokiego cienia, a to z kolei poskutkowało tym, że dzisiejszy metalowiec nie zna np. Brutal Truth! Rzecz oczywiście o młodych. I powiedzcie, ale tak szczerze - czy nie macie ochoty kogoś za to udusić?


4 sierpnia 2010

SB poleca: The Lamp Of Thoth - Portents, Omens & Dooms (2008)


The Lamp Of Thoth - Portents, Omens & Dooms (2008)

Maqu wspominał o tym zespole przy okazji Arkham Witch. Pomyślałem, że dobrze będzie Wam przedstawić go nieco bliżej, zwłaszcza jeżeli łyknęliście Arkham Witch bez problemów. The Lamp Of Thoth to zespół założony wcześniej, bo w 2006 roku, przez wokalistę/basistę oraz perkusistkę Arkham Witch. Co ciekawe doczekali się oni dość szerokiego uznania wśród fanów gatunku, mimo że The Lamp Of Thoth nie jest jakoś bardzo powszechną i znaną nazwą. Pochodzą z Anglii, mają na swoim koncie trochę mniejszych wydawnictw i jedyną jak dotąd pełną płytę. Płytę bardzo udaną, prezentującą doom starej szkoły, haczący na heavy metal. Właściwie Lamp Of Thoth jest bardzo podobne do Arkham Witch, duża różnica jest jednak w warstwie tekstowej, no i warto zaznaczyć, że w Arkham Witch jest trochę mniej heavy. A może tak tylko mi się wydaje? Nieistotne, muzyka bowiem broni się sama doskonale i nie trzeba tutaj zbyt wiele reklamować. Dostaniecie tutaj teksty mroczne dotyczące okultyzmu, będą Wam się nasuwać skojarzenia chociażby z wczesnym St.Vitus, Cirith Ungol, rzecz jasna bez problemów wyłapiecie wpływy Black Sabbath, co chyba żadnym odkryciem nie jest i nikogo dziwić nie powinno, prawda? Wszystko ma fajny, mroczny i odlskulowy klimat, a wokale są żywcem wyrwane z lat 80'tych. Sztuczne? W żadnym wypadku nie, bowiem z tej płyty bije szczerość i autentyczny szacun dla klasyków. Wokalista radzi sobie naprawdę świetnie, a jego partie budują atmosferę jakiej właśnie oczkujecie od zespołu grającego tego rodzaju doom. Sprawdźcie koniecznie jeśli lubicie klasyczny doom i heavy - przyjemność ze słuchania gwarantowana. Dodam też, że na Lamp Of Thoth nie uświadczycie żadnych słodkich przygrywek, żadnego nadmuchanego melodyjnego prężenia bicepsów, żadnego patosu, a właściwie batosu. Podoba się Arkham Witch? To brać i spierdalać.

Skład:
The Overtly Melancholic Lord Strange - Bass, Vocals (Arkham Witch)
Randolf Tiberius Reaper - Guitar (Spirit Descent)
Lady Pentagram - Drums (Arkham Witch)

Tutaj sobie posłuchajcie:
http://www.myspace.com/thelampofthoth

3 sierpnia 2010

Converge - Axe To Fall (2009)


Converge - Axe To Fall
Epitaph Records 2009

Converge, po świetnym "No Heroes" kazał fanom czekać 3 lata na ukazanie się kolejnej płyty, trzeciej w stajni Epitaph Records. W między czasie Kurt Ballou maczał palce w tak doskonale udanych i dobrze przyjętych płytach jak m.in. Misery Index "Traitors", Doomriders "Darkness Come Alive", Disfear "Live The Storm" czy Trap Them "Seizures In Barren Praise". Trzeba przyznać, że jako producent gość bierze na warsztat prawdziwe perełki, których potem nie może się wstydzić. Nadszedł jednak czas na kolejny album jego własnej kapeli, na który, przyznam szczerze, zachęcony ostatnimi producenckimi poczynaniami Kurta, ostrzyłem sobie zęby. W końcu to Converge! Czy trzeba więcej mówić?

SB Poleca: Arkham Witch - Demo 2009

Arkham Witch to brytyjski projekt który powstał dwa lata temu i para się tradycyjnym doomem z nutami heavy (ale spokojnie, dzieci, nie ma tu mowy o jakiejkolwiek NWOBHM). Do tej pory wydał tylko jedno demo, które jednak rozłupuje czaszkę na małe kawałki. Jak ktoś napisał na jednym z muzycznych portali, "Demo Arkham Witch brzmi tak ciężko jak to tylko możliwe na demie" i jest w tym naprawdę dużo prawdy. Riffy są powolne, monumentalne, i gdyby przyzwoicie je wyprodukować nie ustępowałyby ciężarem takim kolosom jak np. Warhorse. Tymczasem mamy połowę lat '80, co najważniejsze, razem z ich klimatem. Pomaga w tym na pewno mocno old-schoolowy wokal który jest naprawdę świetny. Poza tym mamy tutaj płeć piękniejszą na perce. Do tego bardzo wyraźny bas i brak cukierkowych osładzaczy w postaci klawiszy., chociaż bywa też całkiem epicko, np. w kawałku "Let England Prevail" który jak chuj przypomina... Manowara (no z takim tytułem to nie dziwota). Lirycznie mamy tutaj oczywiście opowieści niesamowite (a na samym początku albumu recytację 'Cthulhu Phtagn') i wojenne przypowiastki. Swoją drogą, Arkham Witch to projekt dwóch grajków z The Lamp of Thoth które 2 lata temu wydała świetną "Portents, Omens & Dooms", co jest zajebistą rekomendacją. Co miłe, zespół podpisał kontrakt z undergroundowym Barbarian Wrath, więc długograj Arkham Witch to kwestia czasu. Obadajcie, skurwiele!

MYSPACE (można posłuchać wszystkich kawałków z dema!)

Skład:
Simon Iff? - Guitar, Vocals
Emily Ningauble - Drums
Johnny "The Demon" Demaine - Bass


1 sierpnia 2010

Płyta tygodnia (maqu) - Blood Ceremony/Jex Thoth (2008) [dwie i chuj]

Tym razem na płytę tygodnia wytypowałem dwa albumy. a to dlatego, ze mają ze sobą mnóstwo wspólnego. Nie dość, że obie to debiutanckie dzieła grup, to oba wyszły w tym samym roku i zatytułowane są nazwami kapel. Oprócz tych formalności, debiuty Blood Ceremony i Jex Thoth łączy styl wykonywanej muzyki. Prezentują sobą przepalony, psychodeliczny stoner/doom zakorzeniony w latach '70 i porażający klimatem. Nie dość tego, w obu projektach doświadczymy znakomitego, żeńskiego wokalu będącego motorem napędowym kwasowych muzycznych jazd.

W poszukiwaniu Solidnego Buchaja (S01E01)

Zapewne niektórzy z Was zauważyli, że czasami pojawia się w naszych tekstach tajemnicza postać Solidnego Buchaja. Nie pojawia się on przypadkowo - głęboko wierzymy, że jest to osobnik niezwykle istotny dla Soundbastards. W końcu nawet jego inicjały są takie same jak nazwa tego bloga. Niestety do tej pory nie udało nam się niczego na jego temat dowiedzieć. Skąd pochodzi, dlaczego i kim tak właściwie jest? Co tu robi? Jak wygląda?
Postanowiliśmy więc rozpocząć śledztwo, które okazało się być najtrudniejszą rzeczą przez jaką musieliśmy przejść. Czy osiągnęliśmy cel?
Zapraszam do pierwszego odcinka serialu "W poszukiwaniu Solidnego Buchaja".


SB poleca: Warbeast - Krush The Enemy (2010)


Warbeast - Krush The Enemy (2010)



Mówi Wam coś nazwa Warbeast? Jeśli nie, to czym prędzej nadrabiajcie straty. Mówię poważnie. Jeśli macie dość kolejnych thrashowych kapel, które za cel postawiły sobie brzmieć jakby wciąż były lata 80'te kopiując przy tym wszystkich klasyków, to Warbeast jest odpowiedzią na Wasze wszystkie narzekania, modły czy co tam robicie w domu jak rodzice nie widzą. "Krush The Enemy" to brutalny, agresywny, barbarzyński thrash metal, w którym, owszem, usłyszycie echa chociażby Slayer, czy Exodus, ale nie ma mowy o podpierdalaniu. Warbeast wychodzi z własnym stylem, brudnym i krwawym. Brzmi to jak thrashowy Lair Of The Minotaur - ten sam rodzaj barbarzyństwa, jakby ktoś wymyślił tą muzykę biegając z toporem i odrąbując głowy słabeuszom i pedałom. Skoro wspomniałem o LOTM, to szybko dodam, że wokalista Warbeast (kojarzycie Rigor Mortis?) brzmi bardzo podobnie do Stephena Rathbone'a.
Na "Krush The Enemy" odnajdziecie sens swojego życia, który oparty będzie na brutalności względem wszystkiego co żyje. Będziecie kosić łby, wyrywać kręgosłupy, łamać kości, a ludzkim mięsem wykarmicie wilki, które będą Wam towarzyszyć w tym rozlewie krwi. Warbeast ma nazwę idealnie pasującą do swojej muzyki - bo to w istocie jest pierdolona wojenna bestia, która nie bierze jeńców. Ciężar riffów czuć na własnej śledzionie, jakby armia rozwścieczonych wielkich skurwysynów z maczugami większymi od nich samych przebiegała po Was i deptała Wam głowy. Rogaty boi się tej muzyki. Tak dziś powinno się grać thrash (tak, z domieszką bestialskiego death metalu) - ma się lać krew i mają pękać kości. Ma być ciężko, agresywnie i megaultrahiperwykurwiście brutalnie.
Na koniec ciekawostka - płytę wyprodukował Phil Anselmo, który jest także jej wydawcą, a konkretnie jego Housecore Records. Dobra rekomendacja? Poznajcie tych skurwysynów, bo coś czuję, że jeszcze wiele krwi przeleją.


Skład:
Bruce Corbitt - Vocals
Rick Perry - Guitar
Scott Shelby - Guitar
Alan Bovee - Bass
Joe Gonzalez - Drums

Sprawdźcie ich tutaj:
http://www.myspace.com/texasmetalalliance

31 lipca 2010

Oficjalna gra internetowa na motywach nowego albumu Iron Maiden


Czegoś podobnego sobie nie przypominam. Otóż w ramach kampanii promocyjnej poprzedzającej premierę piętnastego długograja dziadków z Iron Maiden ich dystrybucyjny moloch Universal zamówił wykonanie internetowej gry nieco zainspirowanej tematyką 'The Final Frontier'. W to wkurwiające sterowaniem i powtarzanym w nieskończoność samplem z nadchodzącego albumu dziwadło przypominające klasycznego Asteroids (w wysokobudżetowej wersji ojaciejebie) możecie zagrać DOKŁADNIE TUTAJ. Dziwna to promocja, ale jeszcze bezpiecznie daleka od kuriozum, a pograć nie zaszkodzi.

Cojones - Sunrise (płyta tygodnia Sui)


Cojones - Sunrise (2009)
Płyta tygodnia Sui

Kto z Was nie lubi dobrego, porządnego rocka? Zwłaszcza jeśli to stoner rock? Ja uwielbiam, głównie dlatego, że to idealna muzyka do wyzwolonej jazdy harleyem po pustych autostradach Nevady, Arizony czy Texasu. Nie ważne, że nie mam harleya, a drogi Nevady, Arizony i Texasu znam tylko z filmów - liczy się to, że ta muzyka działa na mnie w wyjątkowy sposób. Z jednej strony całkowicie mnie odpręża i "czilałtuje", z drugiej zaś jest dla mnie zastrzykiem energii i luzackiej jazdy po bandzie. Piwko i ziółko? Pewnie, że tak! Albo jeszcze lepiej - whiskey i ziółko! Debiutancka płyta Cojones to jest dokładnie to, czego słuchałbym jadąc harleyem po Route 66(6), na relaksującej bombie po Danielsie i Marii.

29 lipca 2010

Być metalem! - czyli poradnik dla początkujących cz.I

Są poradniki dla początkujących użytkowników Microsoft Windows. Są poradniki dla początkującego turysty. Są dla początkujących gitarzystów, malarzy, majsterkowiczów, wędkarzy, kierowców... właściwie każdy będzie miał dla siebie jakiś poradnik. Dlaczego więc nie zrobić poradnika dla początkujących... metalowców (lub "użytkowników metalu")? Hej, należy im się, w końcu wbrew pozorom nie jest to taka łatwa rzecz. Żeby być metalem trzeba sporo się namęczyć, to nie jest wcale bułka z masłem - wręcz przeciwnie! Masło z bułką? Nieeee... raczej cegła z paliwem rakietowym, którą trzeba pokroić jednorazowym widelcem. Dokładnie, widelcem. Jako dobry wujek, postanowiłem przysiąść do kominka (kurwa latem...) i napisać ten, mam nadzieję, pomocny poradnik. Podzieliłem go na dwie części - co należy robić, oraz czego nie wolno robić, jeśli chcesz być metalowcem.
Na obrazku obok mamy typowego przedstawiciela początkujących metalheads. Jak widać... jest tragicznie. Ale nie załamujcie się (ty obok zwłaszcza) - po przeczytaniu tego poradnika staniecie się największymi skurwielami jacy trafią do piekła.

23 lipca 2010

Płyta tygodnia (maqu) - Decrepit Birth - Polarity (2010)

Premiera nowego albumu amerykanów z Decrepit Birth była jednym z najbardziej pożądanych wydarzeń na scenie death metalowej tego roku. Największa w tym zasługa genialnej poprzedniczki - 'Dimnishing Between Worlds' która porozstawiała leszczy po kątach i pokazała jak powinno się grać brutalny a jednocześnie przemyślany i techniczny metal śmierci. Czy kolejne dzieło kapeli przyniesie jej kolejnych zwolenników? Kurwa, jak najbardziej.

18 lipca 2010

Na grilla z gitarą

Z uwagi na gargantuiczne ilości promieni słonecznych wkurwiających swoją intensywnością, zaroiło się również od kameralnych (tych bardziej i mniej) imprez plenerowych wśród których prym wiodą grille i ogniska (oczywiście nie licząc rozpierdalania win po leśnych polankach). Nie mam pojęcia co za chory umysł zaryzykowałby metalową playlistę na grilla z ziomalami, ale jakby taki się znalazł to przedstawiam małą sciągę pomagająca rozkręcić sztywne grill-party, ewentualnie ognisko-party (szczególnie jak w Tesco kasa do alkoholi nieczynna). Ściąga posiada certyfikat Soundbastards gwarantując zimniejsze piwko (dla chłopców) i smaczniejszą kiełbaskę (to dla dziewczynek).




17 lipca 2010

KYPCK szuka wydawcy. Żenada.

Zgadnijcie co - jeden z najbardziej wyrazistych i ciekawych projektów doom metalowych, KYPCK od dłuższego czasu szuka wydawcy dla następcy zajebistego 'Cherno' z 2008. Jedynkę zespół wydał przez mocno undergroundowe UHO Prod. na dwójkę natomiast na razie nie ma chętnych. Już po raz pizdylionowy włodarze tak większych jak i tych mniejszych wytwórni wkurwiają człowieka. No bo co zrobić kiedy dystrybutorzy biją się między sobą o bandę amerykańskich dzieci z malowanym fryzem, tatuażami z henny, żółtymi trampkami z Converse'a, rurkami odcinającymi dopływ powietrza do genitaliów (niezdrowe!) i pomysłem na muzykę wziętym od identycznej tylko rok starszej bandy której teledyski z laskami z pomalowanymi na czarno oczami widzieli parę razy na MTV podczas gdy naprawdę wartościowe i wnoszące coś w muzykę projekty takie jak KYPCK muszą uganiać się za wydawcami jak głodne psy? No jasne, mogą sami wydać swoją płytkę, ale dystrybutorzy nie powinni myśleć tylko penisami z dolarów (szczególnie dziwi taka postawa wśród małych, niezależnych wytwórni, wtf?), tylko pomagać w rozwoju scen muzycznych. Co za czasy.

SB Poleca: Bitter Frost - Bitter Frost (2010)

No i jeden chuj że czasem śmierdzi gejem, plastikiem czy plagiatem. Amerykański Bitter Frost razem ze sprytnie zatytułowanym debiutem przynosi kawał arcyciekawie zaaranżowanego, melodyjnego, nieco awangardowego "black" metalu. Ta czerń w cudzysłowiu to nie przypadek, na albumie mamy bowiem kocioł kilkunastu różnych ścieżek ciężkiego grania co owocuje niesamowitym zróżnicowaniem kawałków. Mamy tutaj trochę death, a nawet power metal czy symfoniczny gothic. Żeby nikogo za wcześnie nie przestraszyć, naprostuję, że ani na chwilę projekt nie popada w skrajność i słucha się go z prawdziwą przyjemnością. Okej, programming bębnów jest stanowczo zbyt na odwal się, za to solówki jakich doświadczymy w większości tracków na płycie robią naprawdę zajebiste wrażenie, podobnie jest z pracą parapetów. Bitter Frost to projekt jednego człowieka - gitarzysty Christophera A. Eriksona - Szweda zbijającego bąka w USA. Do współpracy zaprosił kilku undergroundowych wokalistów z którymi popełnił ten właśnie album. BF to kolejny projekt, który zrzucony został przez dystrybutorów do dołu z gównem. Aż żal dupę ściska.

Skład:
Christopher A. Erikson - Guitar, Bass, Keyboards, Vocals, Programming
Goście (wokal):
Sean Peck (Cage)
Anthony Prechtl (Diadem)
Stacy Rugely (Oplexicon)
Joe Onweller (Con)
Dan Morris (Gannondorf)
Dorian Bell (Evighet Av Aske)

16 lipca 2010

Płyta tygodnia (maqu) - Crystal Castles - Crystal Castles (2010)


Nowy album Kanadyjczyków był tylko kwestią czasu. Po doskonałym 'Crystal Castles' projekt objechał cały glob powiększając i tak gigantyczną liczbę fanów. Druga płyta o zaskakującej nazwie 'Crystal Castles' ukazała się 7 czerwca. Jasnym chyba jest, że biorąc pod uwagę liczbę znakomitych pomysłów obecnych na debiucie, nowy album jest cholernie ciekawym kawałkiem awangardowego klaskania.

13 lipca 2010

Kilka nowości płytowych na wakacje



Ostatnimi czasy całkiem niespodziewanie powychodziło kilka świetnych albumów. W tym samym czasie wyszło cztery razy tyle podłych. A na dokładkę jest kilka 'hitów' w zapowiedziach.



Genialni Francuzi z Blut aus Nord wyszli jakiś czas temu z albumem 'What Once Was... Liber I' - zapowiadali powrót do korzeni i obietnicy dotrzymali - 'Liber I' jest bardziej kontynuacją surowej 'Ultima Thulee' niż melodyjnej 'Memoria Vetusta'. Zostało konkretne BaN'owskie brzmienie i klasyczny klimat. Płyta zawiera jeden znakomity kawałek, warto posłuchać.

9 lipca 2010

Sralizm Mistyczny - Czytanie Drugie

Uwaga! Filozofia ta jest tylko i wyłącznie oparta na luźnych przemyśleniach dotyczących losu człowieka i jego miejsca we wszechświecie. Nie ma na celu obrazy uczuć religijnych i czy jakichś innych (no, może troszkę) więc rozluźnione pośladki bardzo mile widziane!



„Kiedy zesrałem się trzeciego dnia na krzyżu, nie mogłem się podetrzeć, bo i jak, a jednak wierzyłem że nikt tego nie zauważył. Błogosławieni niech będą Ci, którzy nie widzieli a uwierzyli…”

Jezus Chrystus z Nazaretu


W zesraniu się wcale nie tkwi złoty środek. Sranie to tylko złoty półśrodek przez który zobaczyć możemy coś poza. Coś poza nami, czego dostrzec nie możemy, a jednak wiemy, że TO tam jest.

Przegląd prasy 09.07.10

Nadszedł czas na pierwszy odcinek "Prosektorium", a więc soundbastardowy przegląd prasy. Jako że prasy dużo nie czytamy, bo najnormalniej w świecie powoduje ona u nas odruchy wymiotne, to też często przeglądów robić nie będziemy. Tym razem jednak jest trochę materiału, który wpadł w nasze brudne łapska i postanowiliśmy zostawić na nim swój oślizgły, zaropiały i przegniły ślad. A przeglądane będą - skromnie - bo zaledwie dwie gazetki, najnowszy numer Mystic Art oraz ostatnie wydanie Kultury czyli dodatku do Dziennika Gazety Prawnej. Nie ma co zwlekać, bo jest na czym się znęcać. Jedziemy!

Kataplexis - Insurrection (2010)


Dzisiaj Soundbastard poleca debiutancki album kanadyjskiego Kataplexis o tytule 'Insurrection'. Kapela prezentuje niczym nie udziwniony brutal death/grind o dużych inspiracjach np. Napalm Death, Mumakill czy Vomitory. Chłopaki dorzucają do pieca przekonkretnie - jest dosadny dopierdol, zniszczenie i kontrolowany chaos. Tak jak pisałem nie ma też jakichś cuda-wianków - klasyczne walcowate riffy, zdarty growl i rozbrykana perkusja. Jedno co boli, to fakt, że taka solidna kapela jak Kataplexis swój materiał musiała wydać sama podczas gdy wydawcy podpisują kontrakty z kapelami niegodnymi kanadyjczykom butów czyścić. No cóż, realia, kurwa.

Skład:
Kyle Ball - Vocals
Jordan Schritt - Guitar
Erik Anderson - Guitar
Dave Callahan - Drums
Shayn Hotton - Bass

Płyta tygodnia Sui: Battle Of Mice - A Day Of Nights (2006)


Battle of Mice - A Day Of Nights (2006)
Płyta tygodnia Sui


Są takie płyty, które urzekają od pierwszych dźwięków, które intrygują i wciągają w swój niespokojny muzyczny świat zupełnie niepostrzeżenie, nagle. To płyty, z których bije jakaś nieopisana magia silnie oddziałująca na naszą wyobraźnię, na nasze lęki i emocje. Są takie płyty, które przypominają spacer po groteskowej i ponurej krainie czarów, gdzie za powykrzywianymi drzewami kryją się szerokie i podejrzane uśmiechy, gdzie z daleka słychać przeraźliwe krzyki i połamane, dziecięce melodie z popsutej pozytywki, a tajemniczy głos szepcze nam najgorsze i najbardziej przerażające słowa, jakie kiedykolwiek słyszeliśmy. To kraina, gdzie na wierzch wypływają wszystkie negatywne emocje i zlewają się w jeden przerażający monolit, gdzie wszelkie ludzkie szaleństwa wibrują i zderzają się ze sobą, a ciemność - ta prawdziwa, pozbawiona sygnałów dobra i zła, będąca na skraju rzeczywistości, neutralnego snu i koszmaru, ta, która przyćmiewa najbardziej skrywane sekrety ludzkiej natury - ona zaprasza do siebie, otwiera radośnie drzwi i fałszywie daje znak, że wszystko będzie w porządku. Słuchacz wchodzi na własne ryzyko. I taką właśnie płytą jest dla mnie "A Day Of Nights".

Korn, czyli boysband z karierą na odwrót.

Już widzę te zdziwko na Waszych twarzach. Korn na Soundbastards? Otóż tak, Korn na Soundbastards. I nie, nie piłem nic, nic nie wciągałem, nie miałem wizyty u dilera. Nie jestem zmęczony, nie jestem "mentalny", nie odwróciłem się od wiary i nie zobaczyłem skrzydlatych pedałów w aureolach na niebie. Nikt mi nic do obiadu nie wrzucił, ciężarówka mnie nie potrąciła. To co widzicie, to autentycznie artykuł o Korn na stronie Pożeraczy Dźwięku. Na szczęście nie jest to "normalny artykuł o zespole Korn". Powiem więcej - podejrzewam, że wszystkie Dzieci Kukurydzy będą chciały mnie za ten art zatłuc kolbą, albo powiesić (czy co oni tam za kary uznają). Bo wątpię, żeby mnie polubili. Ale cóż...
Przyglądając się, trochę z przymrużeniem oka, na zespół Korn, będę się też przyglądał mimowolnie rozwojowi gatunku, na który był ogromny boom w latach 90'tych, a który skończył się mniej więcej w tym samym momencie, w którym Korn przestał już budzić jakiekolwiek emocje na muzycznej scenie (nie licząc rzecz jasna wiernych fanów).

8 lipca 2010

Nowy album Vader! Ale kurwa ten tytuł...


Jak donosi Piotr Wiwczarek znany szerzej jako Peter (we wschodniej Europie - Pietia), na przełomie marca i kwietnia 2011 roku ma się odbyć sesja nagraniowa nowego, dziesiątego już krążka długograjacego Vader. Sesja odbędzie się w białostockim Hertzu a album wyda moloch Nuclear Blast. Przewidywana data premiery to wiosna 2011. Wszystko fajnie, ale Piotr wybrał dla swojego nowego dzieciaka bardzo ryzykowną nazwę - 'Return To The Morbid Reich'. Soundbastards uważa pamiętne demo Vadera o nazwie składającej się z ostatnich dwóch słów za kultowe i zlęknione patrzy na prawdopodobne zniszczenie jego legendy w jakikolwiek sposób. Zastanów się Piotrze!

7 lipca 2010

Pink Floyd - Piper at The Gates Of Dawn (1967)



Pink Floyd - "Piper At The Gates Of Dawn"
Columbia Records 1967

(Kompozycje autorstwa Syda Barreta za wyjątkiem zaznaczonych)
  1. Astronomy Domine [4:12]
  2. Lucifer Sam [3:07]
  3. Matilda Mother [3:08]
  4. Flaming [2:46]
  5. Pow R. Toc H. [4:26] (Barret/Wright/Masonn/Waters)
  6. Take Up Thy Stethoscope And Walk [3:05] (Waters)
  7. Interstellar Overdrive [9:41] (Barret/Wright/Masonn/Waters)
  8. The Gnome [2:13]
  9. Chapter 24 [3:42]
  10. The Scarecrow [2:11]
  11. Bike [3:21]


Na wstępie muszę powiedzieć jedno: nagrana w ’67 „Piper At The Gates Of Dawn” jest płytą totalną, na wskroś przeszytą muzyczną genialnością i jedną z tych, które swymi influencjami zmieniły nie tylko kierunek w jakim podąża sztuka muzyczna, ale i sposób w jaki postrzega się kwasowy świat.

Debiut Pink Floyd nie był jakoś specjalnie wyczekiwany – na rynku ukazał się pierwszy album brytyjskich gołowąsów zafascynowanych muzyczną używką w postaci rocku i folku psychodelicznego, którą uformowali w swój własny sposób.

Płyta tygodnia: CODE - Resplendent Grotesque



Tak naprawdę to 'Resplendent Grotesque' powinna być płytą roku. Tyle że zeszłego, bo album wyszedł w 2009 roku, a sam odkryłem go dopiero przed jakimiś dwoma miesiącami. W każdym razie drugi album norwesko-brytyjskiego Code to jeden z najbardziej przemyślanych, zaskakujących i wysmakowanych kawałów awangardowego metalu jakie moje uszy słyszały.

30 czerwca 2010

Garść newsów różnych - 30.06.2010.

Przedstawiam Wam kilka wyselekcjonowanych newsów z ostatnich tygodni. Część z nich Wami strząśnie, część nie ruszy, a część w ogóle nie jest nikomu potrzebna. Newsy oczywiście opatrzone subiektywnym komentarzem, czyli wszystko w stylu Soundbastards. A macie!

A zacznę od Vadera...



29 czerwca 2010

Wokalista Bullet For My Valentine ma syna.. Damn...


Z cyklu: newsy, bez których nie możecie żyć. A takie newsy są tylko na naszych rodzimych, wspaniałych portalach internetowych, które nie pozwolą, by umknął nam jakikolwiek fakt. Wszak, wiadomo przecież, że pewne informacje mogą zmienić świat metalowy raz na zawsze!
Tak jest w przypadku tego newsa, którego możecie przeczytać tutaj http://muzyka.onet.pl/10175,2154359,plotki.html
Na potrzeby Soundbastards, przedstawiam wypowiedź Matta Tucka, jakiej udzielił w wywiadzie dla Kerrang!:
"Kiedy Charlotte była w ciąży, przykładaliśmy do jej brzucha słuchawki, żeby sprawdzić, jak mały będzie reagował na muzykę. Najbardziej podobała mu się piosenka Slipknot The Heretic Anthem! Myślę, że muzyka taty również przypadła mu do gustu, ale teraz niczego mu nie puszczamy, bo nie chcemy, żeby ciągle krzyczał!"

26 czerwca 2010

Demolition Hammer - Epidemic Of Violence (1992)
Płyta tygodnia Sui


Od jakiegoś c
zasu katuję swoje uszy tą płytą, nieustannie, kilka razy dziennie. Poznałem ich dosyć dawno, ale o dziwo nie przykułem jakiejś większej uwagi wcześniej. Pamiętam tylko, że spodobała mi się jedna płyta szczególnie i postanowiłem, że kiedyś do niej wrócę i porządnie ją wymęczę. W końcu nadszedł ten czas, przypomniałem sobie o Demolition Hammer i nie tylko prześwietliłem "Epidemic Of Violence", ale całą dyskografię. Fakt, za dużo do słuchania nie było, Demolition Hammer wydali tylko trzy albumy, wśród których jest jeden bardzo słaby, jeden niezły i jeden cholernie dobry. Na tyle dobry, że nie mogę przestać go słuchać. To taka, myślę, mało znana perełka thrashu z lat 90'tych. Warto się zapoznać.


24 czerwca 2010

Dlaczego Slayer? Oto moje 42 powody.


Zrobienie tej listy wcale nie było łatwe. Większość płyt Slayera łykam po prostu w całości, chociaż są też takie, których nie łykam prawie wcale. Początkowo miałem więc napisać o 3 najsłabszych płytach Slayer, potem pomyślałem, że opiszę ostatnie 5. Doszedłem jednak do wniosku, że nie ma co się bawić w takie rzeczy, tym bardziej, że o takich płytach jak "Divine Intervention" czy "God Hates Us All" za wiele nie ma co pisać. Powiedzmy szczerze - nie są najlepiej udane. Postanowiłem więc rzucić sobie wyzwanie i przeanalizować każdą płytę Zabójcy i wybrać swoje ulubione utwory. Myślicie, że to łatwe? W przypadku Slayer nic nie jest łatwe. Listę moich top sporządzałem 2-3 dni, a niekiedy musiałem walczyć z chęcią wypisania wszystkich utworów. Selekcja jednak musiała być, twardo się trzymałem założeń i oto poniżej przedstawiam moich faworytów z każdej z płyt. Do każdego utworu daję mały opis, co by było wszystko jasne i nie padały potem pytania typu "dlaczego" i "po co". No to jedziemy:


20 czerwca 2010

Warszawski koncert Venom odwołany - nikomu nie chce się iść?


Jak donosi Klub Stodoła na swojej stronie głównej:

VENOM- warszawski koncert odwołany!

Agencja Koncertowa Global Promotion w porozumieniu z zespołem Venom postanowiła odwołać występ w warszawskiej Stodole. Przyczyną jest bardzo małe zainteresowanie występem. Bilety można zwracać w punktach ich zakupu.

Pragniemy również poinformować, iż zakupione na warszawski koncert bilety będą respektowane 23.06 w Krakowie w klubie Kwadrat (różnica w cenie biletu zostanie zwrócona przy wejściu).

Sonisphere Festival 2010 - The Big 4


Sonisphere Festival - wielu czekało przez długie lata na ten jeden, konkretny koncert. To bezprecedensowe wydarzenie w skali światowej - wspólny koncert Wielkiej Czwórki Thrash Metalu (co prawda z przymrużeniem oka należy brać to 'wielkiej' tak samo, jak w przypadku pewnych kapel 'thrash metalu') - miało miejsce na stołecznym lotnisku Bemowo. Nie obyło się oczywiście od rozmaitych turbulencji i toaletowych wypadków. W każdym razie spotkaliśmy się z Suim tego pięknego dnia, 16 czerwca w ogródku piwnym na Bemowie. Oto nasze wrażenia.

Zombie Flesh Eaters - Lucio Fulci i muzyka Fabio Frizzi


Cholernie lubię Zombie. Serio. Filmy o Zombie zawsze gniotły jaja, a klasyczne filmy Romero (oryginalne, nie te pieprzone remaki z ostatnich lat) należą do tych, które mogę oglądać i oglądać. Żywe trupy, flaki, krew - nie oszukujmy się, nawet jeśli te filmy udają, że mają głębokie drugie dno (a Romero czasami starał się by było), to nie wymagają one żadnego większego myślenia. Wszak chodzi w nich tylko o jedno - o cholerne zombiaki w akcji.

19 czerwca 2010

Bastard Making His Own Shit

Są takie chwile, kiedy należy zrzucić z barków ciężar jaki na nich ciąży. Podobna zasada tyczy się okrężnicy, której ciężar, choć mniej trywialny, dla samopoczucia człowieka rozumnego, znaczy tyle samo, o ile nie więcej. Oddanie stolca o miękkiej konsystencji daje uczucie spełnienia, uwolnienia od ciężaru i niesamowitej jedności z jądrem ziemi, raczej na zasadzie jedności z korą oblekającą każdego z jej mieszkańców, mniej zaś na zasadzie skondensowania samych uczuć dotyczących matki ziemi.

Jak to powiedział znany filozof Sraliusz pk. II wieku p. n. e. "Wyduś srakę, a lżej na dupie będzie!". Trudno nie zgodzić się z wielkim uczonym, jako, że na pewno każdy po zasiądnięciu na sraczu i wystękaniu paru nut poczuje błogą wręcz ekstazę trwającą aż do ostatniego wysranego boba. Moje przedchwilowe sranie dało mi poczucie boskości i ogarniającej wszechpotęgi, wiem teraz, że w te dziesięć minut siedzenia na perłowo-białym tronie, również byłbym w stanie stworzyć nowy gatunek, a może i cały wszechświat?

Ps. A co z radioaktywnymi turbokosmitami zombie ze zmutowanej planety ohydy?

Triptykon - Eparistera Daimones


Triptykon – Eparistera Daimones
Century Media 2010


Triptykon był dla mnie swego rodzaju „must have nawet jak będzie beznadziejne” z dwóch powodów: Warrior i „Monotheist”. Że Warrior to wiadomo, facet z wiekiem staje się coraz lepszy i nagrywa płyty, jakie inni tylko chcieliby nagrać, ale nie nagrają, bo są za słabi. A „Monotheist”? No niech mi ktoś spróbuje wytłumaczyć jak to jest, że zespół nagrywający tak doskonałe płyty może się sypać ze względu na brak porozumienia? Po „Monotheist” długo leżałem i patrzyłem jak moje tryby fruwają w powietrzu na różne strony. I miałem niedosyt. Chciałem więcej. Więcej. Jeszcze więcej niż wydaje się Wam, że wiecie co to znaczy „więcej”. Poważnie.
Celtic Frost się rozpadł – szkoda nie? Emocje opadły, wszyscy znów zaczęli się normalnie odżywiać, chodzić spać o zwykłej porze i jakoś temat dalszych losów Tomka zgasł. Na chwilę. Mamy rok 2010, a Warrior skubany wraca na scenę z kolejnym kolosem, monumentem. Niby nowy skład, niby inna nazwa, ale jak ktoś nie słyszy w Triptykon kontynuacji „Monotheist” to ma uszy w dupie i lubi Bullet For My Valentine.
Zresztą Tomek sam potwierdza, że Triptykon ma być logiczną kontynuacją tego, co zaczął na ostatniej płycie Celtic Frost, a ja mu wierzę. Słucham płyty i mu wierzę.

Bękarty Dźwięku



Do startu, gotowi...


Kto pobiegł ten pobiegł, nam się nie spieszy. Fakt faktem, że jednak ruszyliśmy bardzo szybko i sprawnie. Soundbastards oficjalnie zaczyna działać... i oby działał jak najdłużej.


Ale kto z kim?
Sui i maqu albo maqu i Sui. Kolejność dowolna. Dwóch gości, którzy pisali sobie na portalu musicmetal.org. Portal powoli podupada (widzicie ukryte słowo "dupa"?), więc chłopaki postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Bez muzyki długo nie pociągną, więc pojawienie się w sieci z czymś nowym i autorskim było tylko kwestią czasu.

Ale po co?

Dla własnej radochy i satysfakcji. Jeśli jednak komuś nasze wypociny też będą sprawiały radochę, to wtedy nasza jest jeszcze większa. Jeśli kogoś wkurwimy, to też będziemy zadowoleni.

Nie robimy tego po to by być blogiem informacyjnym. Dość mamy takiego syfu. Suche informacje i bezpłciowe recenzje - tego tu nie będzie. Soundbastards ma jeden cel - pisać o muzyce z dystansem, jajem ale i pewną powagą i rzetelnością zarazem.

Soundbastards to blog skrajnie subiektywny. Nie ma mowy o obiektywnych tekstach - to nie ten adres.


maqu: Sui napisał już o założeniach i regułach rządzących tym blogiem, ja potwierdzę tylko, że blog będzie osobisty (nie mylić z intymnym), subiektywny, ukierunkowany dokładnie w naszą stronę, będzie dużo słownego pierdolenia i jesiennych skuterów, a wszelkie biadolenia będziemy wysrywać w stronę ich autorów. Za to jeżeli masz dosyć drętwych, sponsorowanych, wyrośniętych na górach adsów z google'a i nie tylko portali internetowych, to na pewno znajdziesz w tym miejscu coś dla Ciebie. Nie zależy nam na lizaniu dup zespołom czy wytwórniom, piszemy co myślimy i tak to będzie.

Aha, blog jest generalnie ukierunkowany muzycznie, ale będziecie na nim mogli znaleźć tematy najróżniejszego sortu - co tylko uznamy za ciekawe i warte zamieszczenia, mieszczącego się w niekonwencjonalnej stylistyce tego miejsca.

No, koniec pitolenia, wiekopomny projekt SOUNDBASTARDS uważamy za otwarty.