9 lipca 2010

Korn, czyli boysband z karierą na odwrót.

Już widzę te zdziwko na Waszych twarzach. Korn na Soundbastards? Otóż tak, Korn na Soundbastards. I nie, nie piłem nic, nic nie wciągałem, nie miałem wizyty u dilera. Nie jestem zmęczony, nie jestem "mentalny", nie odwróciłem się od wiary i nie zobaczyłem skrzydlatych pedałów w aureolach na niebie. Nikt mi nic do obiadu nie wrzucił, ciężarówka mnie nie potrąciła. To co widzicie, to autentycznie artykuł o Korn na stronie Pożeraczy Dźwięku. Na szczęście nie jest to "normalny artykuł o zespole Korn". Powiem więcej - podejrzewam, że wszystkie Dzieci Kukurydzy będą chciały mnie za ten art zatłuc kolbą, albo powiesić (czy co oni tam za kary uznają). Bo wątpię, żeby mnie polubili. Ale cóż...
Przyglądając się, trochę z przymrużeniem oka, na zespół Korn, będę się też przyglądał mimowolnie rozwojowi gatunku, na który był ogromny boom w latach 90'tych, a który skończył się mniej więcej w tym samym momencie, w którym Korn przestał już budzić jakiekolwiek emocje na muzycznej scenie (nie licząc rzecz jasna wiernych fanów).




Jeśli kogoś dziwi, że wiem coś o Kornie, a nawet znam ich wszystkie płyty w całości do "Take A Look In The Mirror", to jego problem. Wychodzę z zasady "żeby czegoś nie lubić, to trzeba wiedzieć za co". Ponad to Korn stał się dla mnie w pewnym momencie ciekawym muzycznym zjawiskiem, które pociągnęło za sobą szereg innych zjawisk (np. wzrost zainteresowania zespołem Rage Against The Machine w Polsce, mimo, że debiutowali wcześniej, bo w 1992 roku). Dziś młodzi metalowcy (brzmi to dziwnie bo sam stary nie jestem) nie lubią Korna, bo to "nu-metal", a przecież starzy metalowcy i forumowi fachowcy mówią, że "nu" jest gównem. Niestety większość tych dzieciaków zna Korna tylko z telewizji, z MTV, znają pojedyncze utwory i na tym kończy się ich wiedza. Ok, rozumiem, sam jak usłyszę jeden utwór jakiegoś zespołu dziś i nie będzie mi się podobać, to nie będę nawet się starał usłyszeć więcej. Z tą jednak różnicą, że jako osoba, która muzyką się interesuje, to mam, że tak nieskromnie powiem, (HA!) jakąś wiedzę i obycie, która pozwala mi szybko ocenić sytuację. Tej wiedzy nie nabywa się od kolegów i od pieprzenia bzdur w komentarzach na Onecie. Trzeba było przesłuchać masę dobrego i beznadziejnego stuffu, żeby móc sobie pozwalać na pewne rzeczy. Ale! Wciąż jednak jestem ciekawym muzyki, wciąż mnie interesuje i wciąż zdarza mi się słuchać totalnego syfu. Wciąż pewne zespoły potrafią mnie zaskoczyć, zadziwić, nawet jeśli zniechęciły mnie po pierwszym utworze. Wciąż zdarzają się sytuacje, że coś co nie podoba się za pierwszym razem, zaczyna podobać się dopiero za 666 razem. I wciąż jest wiele płyt do odsłuchania i wiele zespołów do odkrycia. Mam na to czas. To jest magia muzyki. Nie internetu. Muzyki.

Po co ten powyższy krótki wywód? Żeby ludzie nie myśleli, że nabijam się, nie mając żadnej wiedzy o zespole, o którym piszę. Co więcej - będąc młodszym czytałem wiele różnych biografii zespołów, zbierałem informacje. Pasja. Fani mp3 tego nie zrozumieją. Wśród tych biografii znalazła się też książka o Korn z 2000 roku. To biografia napisana przez Doug'a Small'a i z tej właśnie książki będę czasem korzystał pisząc ten artykuł. Dziś śmieję się, że książka jest adekwatna do zespołu - więcej w niej obrazków, niż treści. Na trochę ponad 60 stron książki, blisko 40 to całostronicowe ilustracje, a dodajmy do tego jeszcze zdjęcia wkomponowane w tekst. No cóż, takie wówczas wydawnictwo było w moim zasięgu. Warto też dodać, że biografia ta traktuje o zespole do momentu wydania płyty "Issues". Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że wszystko się posypie, a jeden z członków stanie się reinkarnacją Chrystusa...

Artykuł zacznę jednak nie od samego Korn, tylko od pewnej informacji historycznej, hje hje hje. Gatunek "nu-metal", a właściwie nawet nie tyle co gatunek, a sama nazwa - nie była chyba nikomu znana w latach 90'tych, lub była bardzo mało popularna. Wydaje mi się, że nazwa ta zaczęła się pojawiać (lub bardziej pewnie funkcjonować) jakoś po 2000 roku. Kiedy dokładnie? Nie wiem. Sam sobie nie przypomnę kiedy pierwszy raz usłyszałem to określenie, ale na pewno nie było to w czasach "chwały" Korna. Nawet chyba we wspomnianej książce z 2000 roku nie pojawia się ani razu słowo "nu-metal". Pojawiają się różne mniej lub bardziej trafne określenia, pisze się o przedstawicielu "współczesnego rocka", ale nie ma nigdzie "nu-metal". Być może nawet określenie to pojawiło się wraz z zespołami pokroju Linkin Park, ale dopiero po wydaniu płyty "Meteora" (2003). Nie istotne. Wierzcie mi, że nie było chyba nikogo w latach 90'tych w Polsce, kto znałby i używałby nazwy "nu-metal". Ludzie mieli problem z określeniem muzyki zespołów takich jak Korn czy Deftones. Wymyślali na różne sposoby, ale co się dziwić - ani to metal, ani rock, ani punk, ani hardcore... no to co? W Polsce, co zabawne, u wielu osób stanęło na hardcore. A właściwie na "taki jakiś hardcore". Miało to chyba związek bardziej z wizerunkiem muzyków, niż muzyką. Przez Biohazard (który też nie zawsze był w pełni hardcore'owy) i po części Madball, (ale też i crossoverowy Suicidal Tendencies), przez wiele innych grup hc, jak tylko widziało się typów w czapkach, w chustach, w czarnych "gangsterskich" okularach, z bródkami, w koszulkach koszykarskich czy baseballowych bluzach, w szerszych spodniach, w butach trampkowatych, w dresach, z dziarami i do tego wszystkiego grali na gitarach, basie i perkusji, a wokalista się czasem wydarł - to od razu mówiło się, że to hardcore'owcy. Tak samo mówiło się o Rage Against The Machine. Dużo później ludzie się bardziej zorientowali i już o hardcorze nie było mowy, szukano nazwy i w końcu padło "nu-metal", a potem pojawiły się te rozróżnienia np. na rapcore. A i niech to będzie dowód, że ludzie te nowoczesne granie wrzucali do worka z hc, bo właśnie potem nagle pojawiły się zespoły grające tzw. metalcore (czyli jakaś taka ewolucja nu-metalu do bardziej agresywnej i "metalowej" formy, kolejna moda, która zdechła), mallcore (co to w ogóle jest właściwie?). Ale gdzie tam jest hc? O tym, że w Kornie ma być niby hardcore, miały dowodzić opisy ich muzyki z lat 90'tych i końca XX wieku. W biografii czytamy: "szalona mieszanka metalu, hardcore'a, hiphopu", a potem jeszcze, że to "nowoczesny rock", że są tam elementy funk, alternatywy i Rogaty wie czego jeszcze. W Polsce mówiło się o hc, ale i o tych innych gatunkach, bo ludzie młodzi mieli problem z rozróżnianiem gatunków najwyraźniej. Dziwne, że wiedzieli doskonale, że taki rodzimy 1125 to hc, a przecież różnice muzyczne kolosalne, ale gdy zaczynali rozmowę o Korn, to często można było usłyszeć "no grają taki hardcore, ale trochę inny, coś w tym stylu". I co równie zabawne - większość (jak nie wszyscy) bali się użyć słowa "chwytliwy". Z tego też powodu było wiele nieporozumień, ale to już zupełnie inna historia. Najważniejsze jest to - "nu-metalu" nie było, a muzyki Korn ludzie nie potrafili jednoznacznie określić, więc wrzucali na chybił trafił do worka z hardcorem. Tak było, nie wymyślam sobie tego...

Ok. Kwestie gatunków możemy sobie już odpuścić, powyższa historia była tylko potrzebna dla Waszego lepszego rozeznania w tym całym zamieszaniu. Odstawiam też na bok dyskusje, czy te gatunki (nu-metal, rapcore, metalcore, mall-kurwa-core) są gatunkami stworzonymi sztucznie, czy nie. Teraz wreszcie przejdziemy do najlepszego, czyli do Korn (a może Korncore?).

Nie wiem jak Wam, ale mi ten zespół zawsze kojarzył się z... boysbandem. No rozumiecie, każdy członek inny (he he), każdy inny image, każdy inne jazdy... zresztą ten schemat pojawiał się potem u większości tego typu zespołów, aż nagle narodziły się kapele pokroju Mushroomhead i Slipknot (które paradoksalnie jeszcze bardziej postawiły na image, mimo, że muzycy przez pewien czas byli anonimowi). A jak patrzymy na stare zdjęcia Korn, te z czasów płyt pierwszych trzech, to jak nic mamy przed sobą Pop-Korn Boys. Fanki zawsze w takich wypadkach mają swoich ulubieńców, niektórzy fani zresztą też. Pozwólcie, że przedstawię (oryginalny skład).
David Silveria. To ten najbardziej spokojny, taki "fajny z niego chłopak". Nie wychodzi przed szereg, nie szaleje na imprezach, dba o kondycję fizyczną, ma piękną buźkę z "cudaśnym" uśmiechem. Laski lecą na niego najbardziej, właśnie za spokój i za to, że "najprzystojniejszy ze wszystkich". Nawet drobne szaleństwa jak kolczyki, czy tatuaż, czy utlenione włoski, nie czynią z niego "złego chłopca". On trzyma się z dala od problemów w jakie pakują się jego koledzy. Nie pije, nie ćpa, dba o cerę i idzie spać przed 21. Nawet nieogolony wygląda jak ogolony. Zawsze taki modny, niczym skrzyżowanie Beckhama z Timberlake'm. Kłamię? Wpiszcie sobie w google grafika David Silveria. On jest tak grzeczny, że nawet ksywki mu koledzy nie dali. A może nie zasłużył?
Dalej jest Reginald "Fieldy" Arvizu. Basista. To jest najbardziej madafaka. Wygląda jak latynoski gangster - szerokie spodnie, długie skarpetki, chusty na łbie, ciemne okulary, bródka, tatuaże, koszykarskie, hokejowe i baseballowe koszulki, albo koszule w kratę i czapki zimowe zaciągnięte na oczy, że tylko nos, usta i bródkę widać. To on handluje dragami, nosi spluwę w kieni, kosę, baseball i Twój portfel. To on podpieprzył Ci radio z samochodu, to on zrobił włam na chaty rodziców swoich kolegów z zespołu. Laski pociąga, ale to ten typ faceta, z którym nie będzie się dobrze żyło. Jego kryminalny tryb życia będzie odbijał się na rodzinie. Będzie patologia, będzie w domu alkohol i gangsterskie spotkania, narobi czwórkę dzieciaków, które nawalony będzie bił. Żona pójdzie w narkotyki i zejdzie na psy jako sprzątaczko-prostytutka. On sam zginie na ulicy od strzału w łeb. To ten najgorszy z najgorszych. Najprawdopodobniej zgarnia całą pensję zespołu, bo albo grozi kolegom gnatem, albo zawija im jak śpią. Nagrał nawet hip-hopowy solowy album, na którym daje upust swojej miłości do jarania. Swoją drogą czy ten gość nie przypomina Wam Mike'a Muir'a?
Następny w hierarchii jest Brian "Head" Welch. To ten dziwny koleś, którego laski mogą się bać bardziej niż Fildy'ego. To jest ten typ, którego laski nie rozumieją. Gość mało mówi, bo jest wiecznie na zejściu. Ciągle coś sobie wrzuca, a faza trzyma go nieustannie, przez co zapomniał jak to jest być trzeźwym. Od dragów dostał takiej bomby, że w pewnym momencie zobaczył Boga i stał się mesjaszem. Ten konkretny trip trzyma go póki co do dziś. Ale o tym będzie później. Najprawdopodobniej na kwasie wpadł na pomysł swojego image'u. Pomyślał, że fajnie by było mieć w sobie coś z hardcore'owca i małej dziewczynki. Stąd te warkoczyki, bródka, koszule w kratę i szerokie spodnie. Pomyślał, że to będzie niezły luzik. Potem na kolejnych zejściach nawet już nie wiedział, że ma włosy, czy w ogóle górną część głowy. Nawet nie wiedział, że co jest na szyi potrafi gadać. Najbardziej zamulony, bo to właśnie on ciągnie najwięcej dragów ze wszystkich. W jego oczach (jak nie nosi ciemnych okularów) można wyczytać wszystkie nazwy używek na świecie. Towar kupuje od Fieldy'ego. I przepłaca.
Żółwie ninja miały swojego mózga Donatello. W Korn rolę Donatello pełni James "Munky" Shaffer. Wyważony, spokojny, zawsze wie co powiedzieć, ale i szalony. Tak szalony, że zrobił sobie dready (inne warianty fryzur były już zajęte przez pozostałych). Niby wyluzowany gość, ale tak naprawdę to pije mało, bo woli myśleć. Dlatego jest tym głównym kompozytorem w Korn. Tak, riffy wymyślają obaj gitarzyści, ale to Munky wszystko klei. Bo on wie jak to kleić. Bo jest najmądrzejszy. Co prawda to Davis nosi okulary, ale to dlatego, że za mocno i za często szturcha żołnierza. Munky to mózg Korn, bez wątpienia. Miły, uprzejmy, a w wolnych chwilach rozwiązuje trudne zadania matematyczne. Laskom się podoba, ale może być za nudny i za mądry na nie. Swoją drogą, widzieliście to?


Tak się kocha w Korn. A skoro o miłości mowa - czas na Jonathana Davisa, vel "HIV". Ten to jest dopiero element. Ksywkę "HIV" ma od swojej dziary na ramieniu, a nosi ją dlatego, żeby ostrzegała go przed popełnieniem błędu. Wiecie, fanki, fani, koledzy, choroby, te sprawy. Przed każdym głupim czynem Davis patrzył na dziarę i natychmiast chował narzędzie i mówił "nie, sorry, nie mogę, wiesz, HIV". Podobno ten tatuaż uratował mu kilka razy życie. Szkoda, że nigdy nie poszedł za ciosem i nie wydziarał sobie nazw innych chorób, np. grypy, co by zimą pamiętał o czapeczce, szaliku i rękawiczkach.
Zabawne jest jednak to, co można o nim wyczytać w biografii. Doug Small pisze, że Davis to "wkurzony syn marnotrawny metalu (przepraszam, syn CZEGO?! - sui), patologiczny chrześniak nowej fali - to oko cyklonu, wokół którego szaleje muzyka Korn". Czytając to można ze strachu (lub śmiechu) ocieplić sobie gacie. Prawda jest taka, że Davis był uosobieniem dosłownie wszystkich problemów dojrzewania każdego nastolatka w USA. Mając ok. 24 lata pisał często mocno osobiste teksty o tym, co trapiło 15latków. Miałeś problem z rodzicami? Davis o tym pisał. Miałeś problem z dziewczynami? Davis też. Miałeś problem z silniejszymi w szkole? Davis pewnie o tym śpiewał. Pewnie przeżywał także wyrastanie włosów na pukawce. Chłopak był bardzo emocjonalny i tak zostało mu na długo, bo przecież podobne teksty pisał mając nawet 30 lat. Bodajże Burton C. Bell w jednym z wywiadów powiedział kiedyś "wkurza mnie ten koleś. Ma prawie 30 lat, a śpiewa o problemach licealistów. Czas dorosnąć". Burton miał też pretensje do Davisa, że zerżnął od niego jego styl - podobno to Burton pierwszy woził się w dresach adidas. Ile w tym wszystkim prawdy, nie mnie oceniać. Bell znany jest z tego, że dużo różnych rzeczy gada. Wracając do Jonathana - to ten najbardziej emocjonalny, z trudnym dzieciństwem, który wszystko bierze do siebie, który lubi malować sobie paznokcie, robić makijaż i nosić damskie ciuszki. Do tego w późniejszym okresie Davis zaczął brać lekcje śpiewu. Może i się nauczył, ale jego wycie brzmiało tak tragicznie, że ciężko było to strawić. Ale fani zawsze będą go chwalić za operowanie wysokimi skalami... tylko co z tego, skoro brzmi jak pozbawiony wszystkich męskich elementów chłopak, który gubi się między ministrantem a drag queen?

Tak się prezentuje image zespołu. W latach 90'tych był to marketingowy strzał w dziesiątkę! Ci kolesie byli dokładnie tacy, jak młodzież szkolna i uosabiali wszystkie problemy nastolatków, wszystkie ich fazy, jazdy i cały ten bunt. Dzieciaki chciały być takie jak Korn. Szybko więc można było zobaczyć na ulicach ziomków w dredach, lub zapuszczających włosy na dredy, w koszulach w kratę, szerokich spodniach (w Polsce najczęściej szerokie zielone bojówki lub sztruksy) , płaskich trampkowatych butach (w Polsce najczęściej Vansy), z kolczykami w brwiach, z kozimi bródkami. No i oczywiście cała masa ludzi w koszulkach Korn. Jedynie z warkoczykami było gorzej - nosili je tylko odważni, bo to jednak głupio wyglądało. Wszyscy chcieli być jak ich idole. Ale to ich idole tak naprawdę nosili się jak zbuntowani licealiści i to był klucz do sukcesu. Młodzież się z nimi utożsamiała. Korn był głosem nastolatków. Oczywiście styl ubierania się był typowy dla lat 90'tych. Raperzy i hardcore'owcy się tak nosili, a prym wiodły tutaj House Of Pain, Biohazard, Sick Of It All, Onyx, Wu-Tang Clan itp. Pamiętacie jak Liroy był ubrany na okładce "Alboom"? To był mniej więcej ten styl, znak tamtych lat. Można też luknąć na to jak nosili się polscy hardcore'owcy, np. 1125 czy Schizma, albo bardziej podziemne kapele, których taśmy trudniej było dostać, np. Rangers.

Dziś wizerunek Korn uległ znacznej zmianie. Davis wygląda jak tatuś informatyk, który dawno nie mył włosów, Fieldy schudł i przypomina bardziej Maxa Cavalerę z czasów Seputlury skrzyżowanego z Chrisem Cornellem z czasów "Jesus Christ Post", Munky wygląda jak wyglądał, tylko starzej, a Silveria coraz bardziej przypomina Justina Timberlake'a po spotkaniu z Hankiem Moodym z Californication. tylko, że Silveria już nie jest w Korn. Za to Head to jest rewelacja. REWELACJA! Pewnego dnia zobaczył Boga i od tamtej pory gada z Nim codziennie. Odszedł z Korn, bo Bóg nie pozwalał mu na dragi, na alkohol i na szaleństwa. Ale pozwala mu dalej nosić warkoczyki, na szczęście dla fanów. Head jest dziś bodajże baptystą, przeszedł całą ceremonię chrztu w rzece, w białych szatach jezusowych. Dziś wygląda jak wydziarany Jezus z warkoczykami i pomalowanymi oczami. I gra właściwie podobną muzykę do Korn. Pytanie - po co odszedł z Korn, skoro gra prawie to samo? Odpowiedź - żeby być solo i zgarniać dla siebie największą część kasy. A motyw z Bogiem to znowu jest doskonały chwyt marketingowy, bo chociaż niby były gitarzysta Korn i tak zwróciłby na siebie uwagę, to jednak z dawnym wizerunkiem byłoby nudno i mało charakterystycznie. A tak mamy mesjasza z gitarą, nikt go z nikim nie pomyli (chyba, że z Synem Bożym). Wciąż jednak nie ma odpowiedzi na to, jakie dragi wziął Head, żeby mieć tak dobry trip. A może to jeden wielki flashback?

Wizerunek mamy za sobą. Trafili z nim w samo sedno. Dzieciaki kupione. W latach 90'tych pierwsze 3 płyty Korn narobiły zamieszania. Już nie tylko mam na myśli młodocianych klonów Davisa i spółki, których na ulicach było stanowczo za dużo. Chodzi mi o zespoły w Polsce, które rżnęły od A do Z z Korn. Sam osobiście znałem dwa takie zespoły. A było ich zdecydowanie więcej - chłopaki w szerokich spodniach, z dredami, którzy grali muzykę dokładnie taką samą jak Korn. Wielkim wyczynem to nie było, więc chłopcy ze swobodą kopiowali wszystko, nawet zachowanie sceniczne. Wokalista się wił do mikrofonu, basista udawał murzyna za drzewem, a gitarzyści narażali swój kręgosłup na wszystkie możliwe schorzenia garbiąc się i bujając się na wszystkie strony ruchem wahadłowym. Wszyscy musieli mieć siedmiostrunowe Ibanezy. O tych gitarach napiszę trochę później, bo to też jest fascynujące zjawisko. Ciekawe jest to, że nikt nic takim zespołom wówczas nie zarzucał. Nie było wkurzania się, że kapele kopiują Korn. Było tylko gadanie w stylu "fajny zespół, grają jak Korn". Tak to było. A skoro o zespołach, które ciągnęły z Korn mowa, to pozwolę sobie wspomnieć o jednym największym - Coal Chamber. Zwani przez prasę "dziećmi Korna" (podobnie jak Orgy zresztą), bardzo mocno naśladowali zagrywki i riffy chłopców z Bakersfield. Takich zespołów w tamtych latach była cała masa. Błędem jest jednak uważanie, że np. Deftones naśladuje Korn. Te zespoły startowały mniej więcej równolegle, chociaż Deftones debiutował rok później, ale... muzycznie jednak zupełnie inne. Chociaż tematyka tekstów bywała podobna, fakt. Oba zespoły były promowane w tym samym czasie przez Maxa Cavalerę na płycie Roots. Jonathan Davis pojawił się gościnnie w jednym z utworów na tym albumie, a Deftones widniało na koszulce Maxa w teledysku do "Roots Bloody Roots". Co jeszcze za Kornem polazło? No można tu wymieniać, z bardziej znanych np. Limp Bizkit, z mniej znanych np. Primer 55. W sieci natknąłem się na fajną stronę, gdzie jakiś nie do końca kompetentny koleś napisał, że jednymi z najbardziej kradnących z Korn zespołami były m.in. Tool i Soulfly. Po godzinach śmiechu można się w końcu jednak załamać. Ale to, że wiele fanów Korn to ignoranci udowodnię potem, cytując bajeczne komentarze na jednej ze stron o Korn. To będą prawdziwe perełki.

Wyżej wspomniałem o zachowaniu scenicznym. To jest dobra kwestia do omówienia. Ok, Jonathan Davis przeżywa swoje, a w mocniejszych momentach trzyma się statywu i macha banią tupiąc nogami. nic szczególnego. Ale najlepsi są giatrzyści - Munky i Head. Munky odgrywa scenki zdziwienia, zastyga w miejscu, patrzy się jakby chciał zapytać "ta gitara gra?", a potem zaczyna się kiwać na wszystkie strony. A Head? Head garbi się. Nie, nawet nie... on kuca. Kuca zgarbiony! Tak jakby jego gitara ważyła 200 kg i nie mógł jej utrzymać. Jakby grawitacja za mocno ciągnęła jego gitarę w dół, a on biedny robi wszystko by ja utrzymać. Oczywiście do tego gitary obowiązakowo na długim pasku zarzucone na ramię, tak by sięgały prawie kolan. Po co? Może po to, żeby wydawało się, że gitary w Korn są naprawdę ciężkie... . Podobno Head kuca, bo inaczej nie sięga siódmej struny... co miało by oznaczać, że jednak jej używa.

Siedem strun! Kolejny dobry chwyt. Jak słyszycie, że jakiś zespół używa gitar z siedmioma strunami, dzięki czemu ich muzyka jest jeszcze cięższa, to nie robi to na Was wrażenia i nie chcecie sprawdzić tej kapeli? No dobra, dzisiaj może nie, ale w latach 90'tych to był szok. I ludzie się nabierali. Myśleli, że ta magiczna siódma struna faktycznie czyni brzmienie Korn ultraciężkim. Tak, ta siódma struna ma swój cel, ale tylko wtedy gdy wykorzystuje się wszystkie pozostałe 6. Steve Vai używał tej gitary chyba jeszcze przed Kornem. Ale on jej faktycznie używał i korzystał ze wszystkich strun. Gitarzyści Korn tymczasem kleją riffy, do których właściwe wystarczają 3 struny. Sami zawsze zresztą przyznawali, że nie są jakimiś super technikami i nie mają wielkich umiejętności. To jest fakt, z tym się zgadza każdy. Ale w takim razie po co im aż siedem strun? To samo można zagrać spokojnie na zwykłej gitarze, a ciężkie brzmienie uzyska się odpowiednim strojeniem i pracą w studio. Nie prawda? Ha, wystarczy posłuchać jakiegoś goregrindu z tamtych lat żeby się przekonać. Np. taki Regurgitate i ich debiut z 1994 roku "Effortless Regurgitation Of Bright Red Blood". Brzmienie ciężkie, a strun sześć. Tyle tylko, że Regurgitate to był margines prawda? Jakiś grind z podziemia, kto tego słucha w ogóle? Regurgitate nie mieli dobrego studia i dobrego producenta, który by im to brzmienie wyssał. A Korn miał Rossa Robinsona. Korn miał image. Sukces był kwestią czasu. Siedem strun, co można by wyczyniać na tej gitarze! Niestety Munky i Head te gitary tylko mieli i tyle, nic więcej. Ale w mediach już robił się mały szum. Bystry fan muzyki nie nabierał się na te chwyty, ale zwykły zjadacz chleba, nie znający się na graniu, a słuchający ciężkiej muzyki, łykał to jak wodę. Chyba nie muszę wspominać, że w Polsce (i pewnie na świecie całym, a jak) wszyscy młodzi, którzy słuchali Korn, a chceli mieć zespół kupowali sobie siedmiostrunowe Ibanezy i kozaczyli. Ba, nawet ci co Korna nie słuchali musieli mieć takiego Ibaneza. Siódma struna była jak własny samochód, jak najnowsze markowe ciuchy, jak posiadanie konsoli Playstation jako pierwszy na osiedlu, jak najbardziej wypasione rolki na mieście. Laski się moczyły. Nieważne, że większość osób nie wiedziała do czego służy ta struna, a reszta nie potrafiła zagrać nawet 2 akordów na krzyż. Grunt, że miało się Ibaneza, teraz własny zespół to już kwestia czasu. I takich zespołów, jak już wspominałem, powstało w brud.

A więc image, młodzieżowe teksty o problemach nastolatków, pokaz garbów i skoliozy na scenie, siedmiostrunowe gitary do riffów na dwie struny... wszystko jest. Do tego dzieci na okładkach... co oni mieli z tymi dziećmi? To było chyba tak - "tu jebniemy dziecko na okładkę i cień typa, który na pewno te dziecko zgwałci. Jest wam smutno chłopaki? Nooooo....". A przy drugiej płycie? "A na okładkę damy... kurdę nie wiem... dobra dajmy dziecko, dla odmiany chłopca teraz. Spodobało się poprzednim razem, to teraz też się spodoba". A trzecia płyta? "Kurdę co by tu na okładkę.... a może dziecko? Nie, dziecko już było... o to wiem! Dzieci! Nie jedno, ale wiele dzieci!". Na czwartej płycie "Issues" pojawił się misio. Smutny misio bez oczka i z rozprutym brzuszkiem. Widać, że autorem okładki jest fanka zespołu (albo fan, nie pamiętam). A na "Untouchables" kompletny brak pomysłu na okładkę, więc mamy... dzieci.
Ale odszedłem trochę od tematu. Okładki mało mnie interesują. Pierwsze dwie płyty Korn zrobiły zamieszanie, ale największy bum narodził się po wydaniu "Follow The Leader". Wtedy chyba każdy musiał mieć tą koszulkę, a fanów Korn było jeszcze więcej. Co ciekawe, właśnie wtedy narodziły się pierwsze tarcia pokoleniowe między fanami zespołu. Po trzeciej płycie Korn zyskał nowych fanów, którzy właśnie od tego albumu zaczęli słuchać. I szybko stawali się prawdziwymi fanami na dobre i na złe. Wkurzalo to starych fanów, którzy z Kornem byli od pierwszych płyt. Ha, już wtedy był kocioł, to co teraz musi być?
"Follow The Leader" to okres największej popularności zespołu, moment przełomowy. "Freak On A Leash" i "Got The Life" puszczane były na okrągło w telewizji, na Vivie Zwei, na zwykłej Vivie, na MTV, na dobranockę, na każdym innym kanale muzycznym. To było wszędzie. Korn był wszędzie. Ta popularność podtrzymywała się na "Issues". Można więc powiedzieć spokojnie, że największa popularność Korn trwała w okresie między wydaniem debiutu, a czwartą płytą. boom na tą muzykę wywarł też swoje piętno nawet na takim Slayerze, który był bardzo zainspirowany nowoczesnością na "God Hates Us All" z 2001 roku. Ale co z Korn? Potem pojawiło się "Untouchables", ale emocje już opadły. Ludziom się Korn zaczął nudzić, a ta płyta wbiła bolesny gwóźdź, bo była tak słaba, że zainteresowanie Kornem natychmiastowo zmalało. Za rekordowe pieniądze, jakie na ten album przeznaczył zespół, można było uratować głodujących w Etiopii. I tylko z tego powodu było o niej głośno.
Nastały złe czasy dla Korn. Linkin Park odebrał im popularność, uwagę na sobie skupiała też Metallica, która popełniła album "St.Anger" rok po pojawieniu się na rynku "Untouchables". Nagle bum na muzykę graną przez Korn, no powiedzmy, na nu-metal, zaczął niknąć. Czas stał się bezlitosny dla tego gatunku. Powoli wychodziła na jaw smutna prawda, że była to tylko muzyczna moda, krótka fala, która szybko zdechła by ustąpić nowej, również mainstreamowej ale chyba jeszcze bardziej kontrowersyjnej - metalcore. To oczywiście dużo później, zanim to nastąpiło Korn wydał w 2003 roku (a więc zaledwie rok po "Untouchables", w tym samym roku co "St.Anger" i "Meteora") "Take A Look In The Mirror". Miał być powrót, ale płyta szczególnie nie zachwyciła. To był dowód, że już faktycznie popularność Korn i tego gatunku zanika. Umiera. Podobnie z innymi kapelami - zmalała popularność Deftones, Coal Chamber przestało istnieć, Linkin Park szybko poszli w inną stronę muzyczną, wiele zespołów zaczęło zmieniać styl, zrywając z nu-metalem, coraz głośniej robiło się o metalcore. Korn wydaje kolejne dwie płyty, na które jednak mało kto już zwracał uwagę. Świat muzyki nie był już tak podekscytowany Kornem. Do tego płyty te nie były zbyt interesujące, dalekie od tego, za co lubili Korn starzy fani. Max Cavalera, który promował kiedyś muzykę Korn, sam odszedł od takiego grania wydając doskonałe "Dark Ages". Nu-metal umarł. Z gatunkiem tym dało sobie też spokój Machine Head, które romansowało z nu-metalem na właściwie trzech albumach, by powrócić do grania agresywnego post-thrashu na "Through The Ashes Of Empires". Zainteresowanie Kornem zmalało do minimum. Nie liczę tutaj fanów, ale nawet oni przyznają, że dzisiejszy Korn to już nie to samo. Prawda. Panowie dojrzeli i jakoś już pisanie ciągle o tym samym nie jest niczym porywającym, mało kogo to będzie chwytać po raz setny. Zaczęli więc eksperymentować, ale nie najlepiej im to wychodziło. Do tego posypał się skład - odszedł Head, odszedł Silveria. Z oryginalnego składu, odpowiedzialnego za największe sukcesy zespołu pozostali coraz bardziej lalusiowaty Jonathan Davis, coraz bardziej zarośnięty Munky i coraz chudszy Fieldy. Teraz nagrywają kolejną płytę, a teledysk i promocyjne fragmenty tego albumu krążą już po sieci, m.in. na You Tube. I kto o tym wie? Fani. A reszta? A reszta nie jest już w ogóle zainteresowana. Korn nie wzbudza już emocji, żadnych, ani dobrych, ani złych. Nikogo już nie denerwuje, bo wszystkim jest po prostu obojętne czy Korn jest czy go nie ma. Entuzjazm u wielu fanów zgasł. Nowa płyta będzie i nikogo to już nie rusza. Niech sobie będzie. Już nikogo nie jarają siedmiostrunowe Ibanezy, już nikt nie chce mieć dredów jak Munky, już mało jest zespołów, które chcą grać jak Korn. Nowe pokolenia kompletnie nie są zainteresowane. Korn został zmiażdżony przez metalcore, który sam bardzo szybko dobiegł końca w agonii. Nawet Linkin Park już tak nie jest wszechobecny jak kiedyś. To wszystko umarło. Umarło to, co kiedyś było tak szalenie rozprzestrzenione na cały świat, co górowało nad wszystkim i zajmowało pierwsze miejsca na listach sprzedaży.

Jaki z tego wszystkiego jest wniosek? Że Korn to była tylko moda, tak jak nu-metal w całości. To była moda na nowoczesno-rockowo-metalowe boysbandy. Co zabawne - podczas gdy u większości zespołów popularność rośnie z czasem, tak w przypadku Korna było na odwrót. Oni właściwie zaczęli od dużej popularności, kórą dzisiaj stracili. Dziś są znani i rozpoznawalni, ale to nie jest do końca ta popularność, jakiej by zespół chciał. Mieli pomysł na siebie, wiedzieli jak zwrócić na siebie uwagę, ale to były sztuczki sezonowe, nie długotrwałe. Dziś wszyscy w dupie mają image, liczy się muzyka. A Korn w tej konfrontacji odpada. Nie da się bronić muzyką, która kiedyś była tylko modna i nic więcej. Nagle okazało się, że Korn nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Cały nu-metal zszedł do 3 albo 4 ligii. Korn, tak samo jak był kiedyś symbolem popularności tego gatunku, tak dziś jest symbolem jego upadku, odkrywając wszystkie wady, błędy i dziury nu-metalu. Korn by ratować sytuację zaczął szukać nowych brzmień, ale to już było tylko chwytanie się chujem brzytwy.



Na koniec kilka cukierków. Na początek ciekawe cytaty o Korn z biografii zespołu autorstwa Douga Smalla:

"Lider dźwiękowej rewolucji, odpowiedź na modlitwy wypalonej sceny muzycznej" - myślę, że nie takiej odpowiedzi scena muzyczna się spodziewała. Właśnie m.in. przez popularność nowoczesnego grania w stylu Korn, legła w gruzach scena metalowa, która w latach 90'tych przeżywała kryzys, a co za tym idzie sporo kapel chwytało się panującej wówczas mody. Łagodniały i upraszczały swoją muzykę nawet najweksze legendy. Na szczęście było sporo zespołów, które wówczas i dzisiaj robią swoje, trzymając się z dala od mód i trendów. Mody i trendy przędzej czy później przeminą, a prawdziwa muzyka nie.

"(...) popisowe łączenie nowoczesnego heavy metalu, hip hopu, funku, rocka, hardcore'a i głębokiej wibracji przerodziło się w niewykalkulowaną mieszankę" - prawdziwa muzyczna bomba!

"grupa wskazuje jako niewielką inspirację Faith No More - pewnie dlatego, że FNM grał ciężko, a nie był to w pełni metal. Muzyczny wywar Korna miał zresztą zmienić znaczenie tego terminu. Munky i Head wspominali, że zaczęli słuchać Mr.Bungle i Johna Zorna" - poważnie nie wiem co napisać... muszę się przejść i przemysleć to, co właśnie przeczytałem. Równie dobrze można napisać, że inspirował ich Coroner, Atheist i Cynic.

"Zespół został zauważony przez Paula Pontiusa - łowcę talentów z wytwórni Epic/Immortal records na koncercie w kalifornijskim Huntington Beach. Jakieś cztery lata później opisywał on unikatowe brzmienie Korna na łamach pisma "Request" z października 1998 roku: To nowy rodzaj rocka. Metal się skończył. Oni odciskaja piętno na muzyce. Ich granie skłania się ku ciężkości, ale rozprzestrzenia się na całą scenę" - hah, łowcy talentów i psmacy. To są prawdziwi mistrzowie ceremoni, co drugi to jasnowidz, każdy zawsze wie co mówi i nigdy się nie myli. Dziś możemy jednak spokojnie powiedzieć, parafrazując słowa pana Pontiusa, że Korn się skończył, a metal żyje i ma się doskonale.

A teraz cudowne komentarze forumowiczów z pewnej strony o Korn. Ciężko było wybrać jakieś szczególne, bo wszystkie są po prostu magiczne i mają niepowtarzalny urok. Pozostawiam je bez komentarza, bo autorzy tych tekstów sami sobie krzywdę robią:

"hmm...
jestem zwykłą panienka z małego miasta..przemysl na podkarpaciu konkretnie...siedze własnie przy kompie...i płaczę słuchając KoRna...
umieram w srodku...dziś...
to własnie dziś..jest koncert..a mnie tam nie bedzie...ja poproztu nie czuje sie na siłach..nie pasuje tam..kocham ich muzykę..czytałam setki tys.reportarzy...ogladałam chyab wszytkie filmiki..kocham MunKyego...;)
ale..serio łezka mi sie w oku kreci..jak słysze...i wiem..że jutro nie bede tam..w Katowicach..umieram...Słucham od..pół roku;|i naprawde strasdznie mnie wciągneło mam 16 lat..ech..nie wiem co jeszcze..co za durnoty że nibvy można maila napisać do Davisa?co za bzdura..tzn ja strasznie łatwowierna jestem..ale po chwili ..zorientowałam się..że niestety..jestem strasznie naiwna..i nabieram się na takie bzdury...

pozdrawiam...

i żałuję że wcześniej nie znałam KoRna...żałujęczasu zmarnowanego..na ogladaniu mtv;|kiedyś widziałam nawet word up! i strasznie byłam zniechcecona...ogladałam puste murzyneczki..zamiast z ciekawosci wrzucic posciagac kilka tytułów..i zobaczyc co to ten KoRn...;(
żałuję;(
Kocham...
"


"KoRn is the best!!! Ale ja uważam, że ic najlepszy klip to Y'ALL WAN"T A SINGLE :D wypas ostatnio na dyskotece u mnie w school był.Odjazd pozdro dla fanow a dla antyfanów- FUCH THAT!!!"

"korn - hmmmm, muza na wskroś przepełniona powerem, moc,nietuzinkowy styl, monument metalu ostanich lat, wokal Jonathana, riffy gitar, bass i bębny to jedna zajebista bomba wybuchowa, moc z totalnym odjazdem w inny swiat !!! ave"


"Powiem tyle...Najlepszy zespol jaki istnial nie ma lepszego to z nim przechodze ciezkie chwile...KROL METAL TO KRON"


"KoRn jest wielki,KoRn jest wszystkim dla mnie.Możecie uznać mnie za maksymalnego zjeba że tak zachwycam się "jakimś tam zespołem".W chwili obecnej nie mogę sobie wyobrazić życia bez chłopaków z Bakersfield,a zwłaszcza ich muzyki.Zaliczam się do tej grupki fanatyków,którzy uważają,że KoRn zmienił ich życie.Wcześniej słuchałem LB ale po wpadce z koncertem w Katowicach w marcu 2003 nie mogę patrzyć na nich,a co dopiero mówić o słuchaniu ich wypocin.Szkoda,że odszedł Head bo bez niego nie będzie już tak samo,choć SYOTOS pokazał,że KoRn radzi sobie całkiem dobrze bez "nawróconego".
W chwili obecnej nie ma lepszego zaspołu na rynku muzycznym.Do niedawna całkiem fajnie poczynał sobie Slipknot ale kolesie po łyknięciu kilku milionów zielonych zaczynają mieć w dupie swych fanów(wokalista twierdzi,że nie pamięta po co są im te maski-żałosne);Limp Bizkit-śmiech na sali!Fred sam nie wie jaką muzykę chciałby robić i "płodzi" takie gówna jak "TUTp1"i "TGH".A co dalej?Pustka!Gówno,nicość!
Słowem zakończenia powiem raz jeszcze KoRn jest szczery,prawdziwy i najlepszy.Z KoRnem do szaleństwa i jeszcze dalej!
"


"Korn jest zajefajny a najlepsze z nowej płyty to uteory Last Legal Drug, Appears i Tearjearkear(chyba tak sie pisze??) jak nie wierzycie to sami posłuchajcie!!! WOrd up jest do bani ale reszta wchodzi w ucho jak nic innego!!! moje życie z metalem zaczeło się z Kornem i nie mam zamiaru kończyć go bez niego!!! Pozdro"


"KoRn, to potężna energia, jak i cisza, którą nie każdemu jest dane usłyszeć.
To jakby zmieszać najgłębiej ukryte przed światem myśli z dźwiękami gitary i perkusji. Nic dodać, nic ująć. Powstały teksty, które wnikają w psychikę. Dają lepsze efekty, niż wizyta u najlepszego psychologa ;)

Zamknąć się w pokoju, puścić muzykę i otwierać przed sobą kolejne drzwi podświadomości...
"


"KORN to nie metal!!!To przecież punkrock
ock. Coś na przełomie. Poza tym to zaje zespół.Nic więcej nie mam do powiedzenia.Pozdro.
"


"Nie jest to opinia o KoRnie, ale o Dj'u licho. KoRn, Limp Bizkiz (tak się pisze, z "zet" na końcu, a nie "t") i SlipKnot to się zgodzę, są dobrzy, szczególnie ostatni i pierwszy. Ale od kiedy Linkin Park to numetal? To hiphop, a jednak mięzy tymi gatunkami jest różnica. I oczywiście to nie są jedyna zespoły numetalowe. Jak kilkanaście lat temu wszyscy grali trash i heavy, tak teraz wszyscy grają numetal. I na pewno nie jest tylko trzech wykonawców tego nurtu. I zapomniałeś o System of a Dwon (nie chodzi mi o moje zdanie, dla mnie to jest progresywny pop z wzorcami takimi, jak The Beatles, Led Zeppelin, Slayer, Obituary - opieram się tu na wypowiedziach członków) - dla "krytyków" to jest też numetal.

I mam jeszcze coś do fooly maiden... Coż, metal i rockto wyjątkowo rozwinięte gatunki muzyczne. To nie jest zacofane techno czy disco-polo, dlatego są różne gatunki metalu. Jednak np. taka Sepultura się trochę różni od Marylina Mansona. Akurat brzmienie gitary i perkusji, które nie jest wcale takie słabe agresywne, to coś co odróżnia Numaetal. Może nie ma dużo solówek gitarowych jak w Iron Maiden, może jest DJ, ale to nadal Metal. Muzyka ewoluje, gdyby nie to, nadal byśmy walili w bębny z pęcherzy świńskich, jak 3 tys. lat temu..."


"korn to świetny zespół co prawda nie pierwszy metalowo którego słuchałem ale mogę powiedzieć że zdecydowanie najlepszy i ludzie którzy go krytykują nie znają się na muzyce i nie wiedzą co znaczy komercha"


"Ludzie nie lubią KoRna bo boją się go słuchać!!! Ale fanie, że są jeszcze tacy, którzy nie boją się odp "wisi mi to" na pytanie:"A co ludzie powiedzą?""


"KoRn - kapela nietuzinkowa, wręcz kultowa, ma własne niepowtarzalne brzmienie, które wypracowała na pierwszych płytach. Połamane i poschizowane zagrywki gitarowe, charakterystyczny "klekoczący" bass, szybkie partie perkusyjne i najważniejsze, niezwykle ekspresyjny sposób śpiewania wokalisty, bardzo ciekawy i głęboki...przejmujący i krzykliwy. Faktycznie ostatnie dokonania grupy moga deprymować, ale album "Untouchables" jest niesamowity, mocny, może faktycznie miejscami niekornowaty i komercyjny, ale jaka produkcja!!Szkoda ,że jeden z gitarzystów ("Head") opóścił tą świetną kapelę..."


"Rżnięcie w struny z prędkością światła, gotowanie na garach, sząkanie bassu nadaje klimat iście brudnych piwnic i przypomina sen szaleńca. Do tego astmatyczny głos Davisa
i mamy największych "brudasów" muzycznych nu-metalu. Kapela godna miana najlepszego zespołu pokolenia porno. Dzięki chłopaki.
"


"Koledzy się ze mnie śmieją, dalczego dziewczyna może słuchać takiej muzy. A ja w tedy odpowiadam im, że mam gdzieś to co inni sądzą. Ludzie śmieją się, jak przechodzę przez miasto, cała na czarno z bluzą, czy koszulką KoRn-a, ale ja tak jak i inni korno maniacy powinniśmy się czuć z tego dumni bo przecież jesteśmy - "Children of the KoRn":)"


"Zespół doskonały. Absolutnie poschizowana muzyka ścigających się gitarzystów, chora perkusja, dewastójący wszystkie udane dźwięki bas i oczywiście absolutnie nienornalny wokal sanego JONATHAN'a DAWIS'a ktory przechodzi od najniższych do najwyższych dzwięków. Tym właśnie jest KoRn."


"pomimo ze jestem młoda dziewczyna,i od niedawna słucham zespołu KORN to uwazam ze oni sa naj,naj.cały pokoj mam oblepiony ich plakatami i tylko ich piosenki mam w glowie,kupuje koszulki,gluzy,naszywki,płyty.i sa po prostu najbardziej metalowym zespołem jaki kiedykolwiek istniał.i w dupie mam co inni o nich sadza,ja wiem jedna kocham ich za to ze tworza taka ciezka muze i nikt tego nie zmieni.korn for ever!!!!!!!!!"



Sound Eaters są załamani. Jeśli nie wierzycie, że powyższe teksty są prawdziwe, to luknijcie na tą stronę. Wszystkie z niej właśnie pochodzą.



Sui

10 komentarzy:

  1. Fajny artykuł. Jeśli chodzi o "proroków"... kilka razy przez ostatnie 20 lat zapowiadany był upadek metalu, zastąpionego albo nurtem lat 90'tych, albo (jak napisałeś) nu-metalem, wszelkiego rodzaju core-ami etc. Efekt zawsze taki sam - chwilka rozbłysku i powrót do dziury. Ale niech zapowiadają, śmiesznie będzie. O jakości muzyki korn świadczą sami fani, to i nie będę się rozwodzić. Poza tym muszę przemyśleć co poniektóre wypowiedzi, bo nie załapałem za pierwszym razem sensu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,osobiście uważam,iż tekst ma równowartość iq autora czyli 0. Przypomina mi szczekanie małego pieska,którego nikt nie słyszy i wszyscy go mają w dupie.Umięjętność wrzutu u tego znawcy to żal,no ale nie spodziewajmy się niczego konstruktywnego po kimś,kto chodzi na dyskoteki,co pozwala mi wnioskować,że autor czyli Mała SUE ma ok 13 lat(to wynika również ze stylu pisania)A teraz mój mały geniuszu,skoro puszczają u ciebie KoRna na dyskotece w twojej zapewne gimbusowej szkółce,tzn żę ów zespół musi być tam bardzo popularny,czyli ty musisz być tam odludkiem strasznym,żal mi Ciebie... Nie bój się łez.Kiedyś poznasz kolęgę,który Cie mocno przytuli i zanuci do ucha twój ulubiony zespół,czyli Hanson... Tak,wyobraż Sobie...
    Ale muszę przynać,że jesteś trochę mentalnie chyba przez KoRna skrzywdzony i poza tym mała Sue jesteś trochę kłamczuszkiem,bo ktoś,kto nawet na tak małym poziomie zna historię zespołu i płyty jak ty musiał się nim kiedyś( i teraz też zapewne) mocno interesować.Wiec coś tu nie gra... Jesteś tak słaby,żę nie potrafisz nawet ukryć swojej hipokryzji.Wniosek,nastawienie małej sue wynika z tego,że jej tekst jest nieudaną prowokacją(naprawdę żałosne),co obstawiam najbardziej nie miałeś kasy Mała Sue żeby jeżdzić na koncerty KoRn i teraz szczekasz w necie,albo twoi koledzy słuchali czegoś innego,i zacząłeś też tego słuchać(techno albo chujowego Polskiego hip hopu),bo jesteś pierdolonym oportunistą.Jeszczę jedna opcja,że jesteś totalnym metalem,słuchasz jakiegoś napierdalania w kibel bez melodii,pewnie black.Totalnie nie masza kasy i wkurwia Cie to,że Muzyka KoRn jest bardziej popularna od tego,czego słuchasz.Wkurwia Cię to zapewne ,że tak dużo ludzi Korna uwielbia,wkurwia Cię to,że ludzie mogą być lojalni co do swojej pasji,a ty jesteś lojalny tylko wobec zwierząt,którym o 5 rano podajesz w swoich glanach za 30 pln pieroloną paszę.Konkluzja jest taka jebany znawco,że każdy ma prawo słuchać tego,co mu się podoba.

    P.S.Go fuck ya'self and die :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wlasnie, skurwiesynu, spodziewaj sie przesylki z wąglikiem, pozerze! Jak Ci kurwa dam na Korna kurwic!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja bym chcial zobaczyc jak to mowisz malej Sue w twarz :)

    maqu

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiedziałbym małej Sue w twarz to chętnie :) ale najpierw musiałby ją umyć ,bo jakąś dziwną białą maź na niej ma cały czas... ale widzę,że tytuł Małej Sue,który mu uroczyście nadałem się przyjął,to dobrze :) Zrobimy tak,jak następnym razem będę przechodził przejściem podziemnym i zobaczę kolesia w glanach za 30 pln i w koszulce tokio hotel,z długimi piórami( czyli małą Sue)grającego na gitarze akustycznej iśpiewającego : Dmuchawce,latawce,wiatr,podaejdę do niego i powiem to co napisałem o jego tekście,wrecz wyrecytuje,potem zabiorę mu kasę ,który uzbierał prze cały dzień,czyli 7 groszy,a potem być może wezmę jego gitarę,oczywiście przez gumowe rękawiczki,żeby hiv nie załapć i być może pokuszę się o zrównanie jego gitary z jego czołem :) cy tak może być.

    P.S. Spojrzałem jeszcze raz na ten tekst chociaż ani razu nie czytałem tego gówna małej Sue w całosći... Ze nasz mały kłamczuszek musiał naprawdę duzo czasu nad nim spędzić.W pełni jestem teraz przekonany ,że został jak już wcześniej pisałem przez KoRna skrzywodzony.Prośba do małej Sue,podaj mi nazwę swojego zespołu favourite,to może być nawet Mozart,a pierdolnę Ci taki wrzut na to,że nie uwierzysz.

    KoRn

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytając to gówno miałam ochotę wybebeszyć wnętrzności autora tego gównianego tekstu i rozciągnąć je na długość muru chińskiego.
    Kurwa! Co za bzdury!
    Co to za durna historia z tatuażem JD 'Hiv' ?
    W tym tatuażu chodzi o coś całkiem innego...!!!
    Same pierdolone B Z D U R Y

    OdpowiedzUsuń
  7. jeżeli chodzi o tatuaż HIV, to autor miał akurat rację. Cytuję:
    Jonathan Davis dla magazynu Circus w numerze z 19 września 1997 roku: "Ten tatuaż prawdopodobnie uratował mi życie. Wiesz, w sytuacjach, kiedy namiętność i pożądanie biorą górę nad twoim mózgiem...Spoglądam wtedy na niego i pamiętam, że krąży wirus i nigdy nie wiesz kto jest zarażony. Uratował mnie kilkukrotnie od zrobienia czegoś naprawdę głupiego". Tak więc jest w tym racja, natomiast kwestia tego, że Davis ma ten tatuaż, bo nazywano go pedałem w szkole... to inna bajka. Natomiast komentujący tutaj wściekłe przedszkolaki wyżej - dzieciaki, życia nie macie? Autor tego artykułu najprawdopodobniej wykłada laskę na to co macie mu do powiedzenia więc po co się produkujecie? A Wasze groźby w internecie nie wyglądają zbyt poważnie.

    Moje zdanie co do artykułu: nie wychowałem się w latach 90 bo rodziłem się dopiero w ich połowie więc nie zweryfukuję jak to wtedy było, chociaz autor coś o tym Kornie wie.. Osobiście lubię Korn za płytę Issues i Follow The Leader nowa też jest zajebista. Sam artykuł natomiast mi zwisa wielu ludzi nie lubi Korn, tak jak ja nie lubię innej muzyki, którą sam też krytykuje i wiem, że wielu ludzi nie będzie sie ze mna zgadzać. Po co się więc wczuwać? Po prostu olejcie ten artykuł i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  8. Autor artykułu ma poważny problem ze sobą;)To co powiem jest co prawda subiektywne, ale jeśli jakiś zespół mi się nie podoba np linkin park to staram się ich nie słuchać a tym bardziej studiować ich biografii i pisać o nich jakieś wypociny. Natomiast w kwestii merytorycznej: siedmiostrunowe gitary mają inne brzmienie niż sześciostrunowe i to nie jest żadna tajemnica. Jeśli uważasz , że korn gra na trzech strunach to jesteś albo debilem który celowo gada takie brednie, albo słoń nadepnął Ci na ucho(stawiam na to) Korn to głownie akordy, nie będę ich tu po kolei wymieniał, najlepiej posłuchaj uważnie wszystkich płyt albo zajrzyj na tabulatury a w najgorszym dla Ciebie wypadku zobacz koncert dvd. Jeśli chodzi o muzykalność i image zespołu, to rzeczywiście lepiej żeby chłopaki z korna wyglądali jak pidżama porno skrzyżowana z lady punk i grali jak iron maiden aha zapomniałem dodać dobrze gdyby byli dobrze wychowani, nie pocili się na scenie i stali cały koncert sztywno jak marty friedman przy solówce no i oczywiście tematyka tekstów hmmm może coś Norwida- o właśnie chyba Stan Borys mieszka w USA niech im coś poradzi. Człowieku kurwa rock to jest prosta muzyka dla prostych ludzi, a te Twoje socjologiczne wywody na temat kształtowania rynku muzycznego są infantylne-skasuj ten artykuł i nie rób z siebie pośmiewiska!

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że macie ogromne ciśnienie i nie możecie spać po nocach.

    A Pan od "rock to jest prosta muzyka dla prostych ludzi" chyba jednak za mało zna rocka i metalu, żeby takie frazesy wypisywać.

    Pozdrawiam obrażonych
    Maciej K.

    OdpowiedzUsuń