1 sierpnia 2010

Płyta tygodnia (maqu) - Blood Ceremony/Jex Thoth (2008) [dwie i chuj]

Tym razem na płytę tygodnia wytypowałem dwa albumy. a to dlatego, ze mają ze sobą mnóstwo wspólnego. Nie dość, że obie to debiutanckie dzieła grup, to oba wyszły w tym samym roku i zatytułowane są nazwami kapel. Oprócz tych formalności, debiuty Blood Ceremony i Jex Thoth łączy styl wykonywanej muzyki. Prezentują sobą przepalony, psychodeliczny stoner/doom zakorzeniony w latach '70 i porażający klimatem. Nie dość tego, w obu projektach doświadczymy znakomitego, żeńskiego wokalu będącego motorem napędowym kwasowych muzycznych jazd.


Inspirację latami 70 widać już po okładkach (bo trochę za mało zjarane jak na '60), ale w pełni docenić te influencje można dopiero po kontakcie z muzą obu kapel. Od razu uszy atakują niesamowite klawisze, które znowu, mało przypominają hammondowany rock lat sześćdziesiątych a bardziej klasyków heavy-psychu lat '70 w stylu T2 czy Lorda Baltimore'a. Trzeba też zauważyć, ze muzyka Jex Thoth jest subtelniejsza i wolniejsza od tej prezentowanej przez Blood Ceremony. JT stawia na jak najbardziej tradycyjny doom raczej z selfa Sabbathów niż z Paranoid. Ciężkie, acz bardziej żywiołowe riffy BC bardziej przypominają Trouble niż takiego 'Master of Reality'. Aczkolwiek niskie, dużo bardziej wyraźne brzmienie powoduje wrażenie, że to ta druga ekipa brała więcej od Iommiego. Produkcja JT przypomina za to, jeśli pamiętacie, 'Born Too Late' Bogów z St. Vitus.

Co do wokali, to te wykonywane przez Jex Thoth (tak, ta Pani nazwała swój projekt od własnego pseudo) są zdecydowanie bardziej eksperymentalne. Nie jest to rzecz jasna Jarboe, ale głosik tej laski kojarzył mi się czasem z kultową Grace Slick a nawet z Bjork. Alia O'Brien, czyli wokalistka Blood Ceremony, ma bardzo dziewczęcy, miły głos bardzo fajnie współgrający z muzyką. Dodatkowo panna obsługuje flet (a jak!) poprzeczny (pro!) którego partie jak bumtarara przypominają te ze środkowych albumów Jethro Tull (do jakiej to inspiracji zespół sam się przyznaje). Warto pokazać obie panny:

Alia O'Brien (Blood Ceremony)

oraz

Jex Thoth (zgadnijcie skąd)

Na obu albumach mamy całkiem spore zróżnicowanie kawałków, i mnóstwo fajnych, piaszczystych riffów. Sporo osób sugeruje podobieństwa z kultową Doliną Kyuss'ów i faktycznie coś w tym jest (szczególnie biorąc na tapetę Jex Thoth). Jest kilka fajnych melodii (tutaj dużo lepiej wypada BC) i wspomniane, cudnie kwaśne klawisze przedstawiające słuchaczowi świat jednorożców, królików w cylindrach i muchomorowych domków.

Obie płyty to absolutny mus tak dla klimaciarzy jak i wielbicieli najróżniejszych używek.


1 komentarz:

  1. Obie płyty zasługują na uwagę, ale ja wybieram Jex Thoth.Po prostu zauroczyła mnie ta płyta i wciągnęła bardziej czego efektem było częstsze jej słuchanie niż Blood Ceremony. Jeśli chodzi o Jex Thoth to do obadania mam epki Totem i Witness. Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie?

    OdpowiedzUsuń