16 lipca 2010

Płyta tygodnia (maqu) - Crystal Castles - Crystal Castles (2010)


Nowy album Kanadyjczyków był tylko kwestią czasu. Po doskonałym 'Crystal Castles' projekt objechał cały glob powiększając i tak gigantyczną liczbę fanów. Druga płyta o zaskakującej nazwie 'Crystal Castles' ukazała się 7 czerwca. Jasnym chyba jest, że biorąc pod uwagę liczbę znakomitych pomysłów obecnych na debiucie, nowy album jest cholernie ciekawym kawałkiem awangardowego klaskania.

Od razu napiszę ze nowy album niezbyt przypomina debiut. Oczywiście nietypowa stylistyka zespołu obecna jest i na tym krążku (przecież gdyby nie ona ten album przepadłby nawet przed premierą) ale Crystal Castles w roku 2010 jest projektem o wiele bardziej eksperymentalnym. Pierwszym co rzuca się w uszy po jednokrotnym przesłuchaniu albumu to zdecydowanie mniejsza ilość elementów 8-bitowych które ukochałem na debiucie. Zamiast tego Ethan poszedł w rave i mało zajmujące rejony synthpunka na którym cały album jest zbudowany. Ogólnie album reklamowany jest jako reprezentant czegoś takiego jak "digipunk" (?), ale jak już to ta etykietka dużo lepiej pasuje do przeżartego na wskroś 8-bitem debiutu niż do niezbyt konkretnie elektronicznego '2010'.

Jeśli z poprzedniego akapitu wydało się komuś, ze nie podoba mi się nowy album CC, to wyciągnął jak najbardziej błędne wnioski. Ten album jest inny, ale trzyma bardzo wysoki poziom poprzednika. Wiadomo było długo przed premierą że nie będzie w takim stopniu innowacyjny jak '2008', więc nie spodziewałem się wielkich zaskoczeń. I oprócz zmienienia ciężaru gatunkowego bitów takowych nie zastałem. Ethan ciągle ma mnóstwo zajebistych pomysłów na muzę i wykorzystuje je w sposób wzorowy, Alice natomiast... Alice wielką wokalistką jest. Znowu mało jest jej naturalnego głosu a jest on mniej lub bardziej zmodyfikowany przez dekodery Polsatu. Prawie na każdym tracku Alice brzmi inaczej i to jest jedna z największych zalet CC (bo ta praktyka obecna też była na jedynce, a pewnie będzie i na trójce).

Jeszcze jedna obserwacja - ten album jest bardzo... taneczny. Na pewno dużo bardziej od poprzednika, bo zawiera więcej żywiołowych rave'owych bitów (nawet tekno się tu i ówdzie znajdzie) dlatego CC może od tego roku wejść na brudne salony wiejskich dyskotek.

Podsumowując, 'Crystal Castles 2010' to dla mnie absolutny numer jeden tego tygodnia i płytka do wielokrotnego męczenia. Hipnotyzuje, demoluje umysł (chociaż nie w takim stopniu jak '2008') i zostaje w głowie na naprawdę długi czas. Mam nadzieję że tym razem Kanadyjczycy nie zafundują nam kolejnych '2 Years of Silence".

1 komentarz:

  1. Nie wiem, co ty w tym kurwa widzisz. Jak dla mnie to zelektronizowane techno-gówno.

    OdpowiedzUsuń