26 czerwca 2010

Demolition Hammer - Epidemic Of Violence (1992)
Płyta tygodnia Sui


Od jakiegoś c
zasu katuję swoje uszy tą płytą, nieustannie, kilka razy dziennie. Poznałem ich dosyć dawno, ale o dziwo nie przykułem jakiejś większej uwagi wcześniej. Pamiętam tylko, że spodobała mi się jedna płyta szczególnie i postanowiłem, że kiedyś do niej wrócę i porządnie ją wymęczę. W końcu nadszedł ten czas, przypomniałem sobie o Demolition Hammer i nie tylko prześwietliłem "Epidemic Of Violence", ale całą dyskografię. Fakt, za dużo do słuchania nie było, Demolition Hammer wydali tylko trzy albumy, wśród których jest jeden bardzo słaby, jeden niezły i jeden cholernie dobry. Na tyle dobry, że nie mogę przestać go słuchać. To taka, myślę, mało znana perełka thrashu z lat 90'tych. Warto się zapoznać.



Demolition Hammer to zespół z USA, powstał w roku 1986 w Nowym Jorku, ich płyty wydawało Century Media, a ostatni album wydali w 1994 roku. Na koncie trzy duże płyty: "Tortured Existence" (1990, całkiem smaczny debiut), "Epidemic Of Violence" (1992, muzyczne piekło) i "Time Bomb" (1994, raczej pomyłka).
Osobiście za najlepszy album uważam "Epidemic Of Violence", jak widać. Płyta ta, to niewiarygodnie brutalny, mocno haczący na death, agresywny i energiczny thrash metal, który nie bierze jeńców. Mamy tu brutalne thrashowo-deathowe riffy, szybkie i średnie tempa, zwolnienia, solówki, deathowy wokal i gniotące partie perkusji. Całość ma takiego kopa, że aż trudno uwierzyć, jak bardzo zapomniany jest ten album w świecie metalu. To trochę tak jak z Disincarnate - kapela z Jamesem Murphym w składzie, nagrała w 1993 roku swój jedyny jak dotąd album, jeden z najlepszych death metalowych lat 90'tych, jak i jeden z najlepszych w całym gatunku w ogóle, a i tak mało który dzisiejszy fan death metalu zna zespół.
Wracając do Demolition Hammer - na "Epidemic Of Violence" jest wszystko to, czego szukam w takiej muzyce, czyli ogromna dawka energii i brualności, agresji i bezkompromisowości. Gitary rżną tak dobrze, że mogłyby ciąć ludzkie mięcho. Brzmienie płyty potęguje ciężar muzyki, jest to taki miks brzmień Slayer, Obituary, Death, Morbid Angel i Deicide - generalnie dużo w nim death metalowego zacięcia. Na tym albumie usłyszycie to, co klasyczne w tej extremalnej muzyce, soniczne galopady, obrzydliwie okrutne riffy, dźwiękową rzeź w old skulowym wydaniu i nieustające serie okrutnych i bezlitosnych cięć po bebechach. Ta muzyka morduje, ucina łby, wypruwa flaki, obdziera ze skóry, łamie kości i depcze mózgi. "Epidemic Of Violence" to muzyka dla twardzieli, nie dla ciot i mazgajów. Prawdziwa muzyczna eksterminacja ("ekstreminacja"?).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz